Politycy w kampanii boją się interakcji

Kampania wyborcza omija internet szerokim łukiem. Politycy panicznie obawiają się internautów, nie mają też zaufania do agencji, które zrobiłyby im w sieci kampanię z prawdziwego zdarzenia - oceniają specjaliści z rynku interaktywnego.

Kampania wyborcza w pełni, ale tylko teoretycznie - bo w internecie zupełnie jej nie widać. Branża interaktywna na sztabach wyborczych nie zostawia suchej nitki - wynika z sondy wśród ekspertów, którą publikujemy niżej.


 

Michał Daniluk, dyrektor zarządzający OMG Digital:

Kampania wyborcza w social mediach prowadzona jest wyjątkowo siermiężnie. Odnoszę wrażenie, że sztabowcy naczytali się o doskonałej kampanii wyborczej Baracka Obamy w social mediach i nabrali przekonania, że też powinni coś takiego zrobić. Ale nie potrafią. Owszem, wrzucają na YouTube swoje spoty, ale z mizernym efektem.

Na przykład kanał Platformy Obywatelskiej poza tym, że jest trudny do znalezienia, zawiera czystą propagandę. Nie ma niczego, co mogłoby spodobać się internautom. Politycy w garniturach na tle flagi europejskiej, coś o obwodnicach albo prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz dumna z osiągnięć. Kogo to interesuje? Taki sposób prezentacji kandydatów może tylko wywołać negatywne reakcje internautów. Nie tędy droga. Jeśli pojawiają się krytyczne głosy internautów lub takich przedstawicieli opozycji jak Jarosław Kaczyński czy Grzegorz Napieralski, od razu powinna pojawić się riposta przedstawiciela Platformy, że nie mają racji.

O tym, że jest źle, mówią liczby: Donald Tusk ma tylko 2,5 tys. fanów. Prezes Kaczyński wprawdzie 145 osób, ale on przynajmniej nie udaje, że Facebook to jego świat. Obaj mogą się uczyć od Janusza Korwin-Mikkego. Ten polityk jest bardzo aktywny w internecie. Ma ponad 60 tys. fanów.

Jarosław Pająk, senior interaction manager MediaCom:

Największe partie, tj. PO, PiS, SLD i PSL, są aktywne na najbardziej znanych serwisach społecznościowych - Facebooku, Nk.pl, Twitterze oraz YouTube. Żadna z nich jednak się nie wyróżnia. Daleko im do zaangażowania, jakie budował Obama czy chociażby niektóre polskie marki. Największy fan page ma Platforma, należy do niego ok. 18 tys. osób. Tymczasem zwyczajny brand Mały Głód wspiera ponad 350 tys. osób. Obama ma 22 mln fanów, a Partia Demokratyczna blisko 250 tys.

Widać, że kampanii internetowych partii nie przygotowywały profesjonalne agencje. Politycy nie ufają im na tyle, by wykorzystywać niestandardowe i angażujące pomysły komunikacji. Ewidentny strach przed mediami interaktywnymi blokuje najbardziej nowatorskiej pomysły.

Mam nadzieję, że to się zmieni i znajdzie się partia, która bardziej strategicznie skorzysta z potencjału internetu, a szczególnie social mediów. Chciałbym, aby zaskoczył mnie jakiś megaprojekt w ostatnim okresie kampanii. Bo na razie mamy tylko pojedyncze próby nagrania virali. Przykładem jest PSL ze spotem muzycznym, który obejrzało blisko 100 tys. osób. Inny przykład akcji w Facebooku: konkurs PO na stworzenie najfajniejszej koszuli kampanii wyborczej. Widać tu jednak strach przed siłą społeczności. Prace można przysyłać e-mailem lub pocztą, natomiast nie stworzono aplikacji flashowej do projektowania koszulek online.

Piotr Kowalczyk, prezes zarządu IAB Polska:

Kampania chyba jeszcze na dobre nie ruszyła, bo w internecie jest prawie niewidoczna. Większość polityków ma swoją stronę internetową, ale nie dba o to, by ktoś na nią zaglądał, nigdzie jej nie reklamuje. Ciągle politycy popełniają ten sam błąd: cały czas prowadzą monolog, a nie dialog. Mój niesmak budzi to, że obarczają internautów winą za brudy w sieci, a tymczasem sami prowadzą czarny PR. Chwytają się takich praktyk jak wynajmowanie ludzi po to, by na różnych forach agitowali politycznie, obrzucali przeciwników inwektywami i w ten sposób podgrzewali temperaturę sporu politycznego. Dobre jest to, że w ogóle umieścili w internecie spoty. Zapewne liczyli, że zadziała marketing wirusowy, jednak  tak się nie dzieje, bo te filmiki nie są zbyt atrakcyjne.

Eryk Mistewicz, specjalista marketingu politycznego:

Kampanią wyborczą rządzi Twitter. To on nadaje ton dyskusji w mediach głównego nurtu. To, co pojawi się na Twitterze, często podchwytują portale Gazeta.pl, TVN24 itp. Czasem o 180 stopni zmienia to trajektorię lotu pocisków medialnych. Perfekcyjnie tym narzędziem posługują się ministrowie: Radosław Sikorski (MSZ), Krzysztof Kwiatkowski (MS), Tomasz Siemoniak (MON), Paweł Graś, rzecznik prasowy rządu, oraz tacy politycy opozycji, jak: Marek Jurek (Prawica RP), Tomasz Kalita (SLD) i Paweł Poncyliusz (PJN).

Niestety, pozostałe social media nie są tak dobrze wykorzystywane. Pojawiają się wprawdzie pojedyncze sympatyczne eksperymenty, ale nie ma nic, co może się przełożyć na wynik wyborczy.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.