Gwiazda Davida B.

W tym tygodniu pożegnaliśmy Davida Bowie. Jego osobowość miała przełomowe znaczenie nie tylko dla branży muzycznej, ale nade wszystko dla kultury. Bowie zapisał się również w istotny sposób w historii reklamy.

Człowiek-mimikra, mistrz dekonstrukcji i rozbijania kolejnych form. Ikona i awatar. Muzyk, multiinstrumentalista, koneser sztuki, kompozytor, producent, malarz. Informacja o jego śmierci zrobiła w mediach na całym świecie rewolucję co najmniej okładkową. „Guardian”, „Daily Telegraph”, „The Times”, „Liberation”, „Le Monde” - to tylko niektóre z setek tytułów, które uhonorowały artystę piękną pierwszą okładką i obszernymi materiałami.
Nie dalej jak tydzień przed śmiercią, akurat na swoje 69 urodziny, wyprodukował kolejny album. A dotychczasowe płyty rozeszły się w nakładzie ponad 140 mln egzemplarzy. Piosenka „Lazarus” z ostatniej płyty brzmi dla fanów dziś jak pożegnanie, memento i jednocześnie zapewnienie, że nie odszedł cały.

Swoimi scenicznymi kreacjami wprawiał w konsternację krytyków i komentatorów, a androgyniczna uroda i zamiłowanie do póz i przebrań rozpoczynały dyskusję o granicach płci wśród kulturoznawców i projektantów mody. Dla branży kreatywnej taka postać to zaiste skarb i wyzwanie. Jego związki z reklamą wcale nie były luźne (przypomina o nich "Advertising Age"). Spędził na przykład rok w agencji Nevin D. Hirst Advertising jako artysta szkolący zespół kreatywny.  
W czasach, kiedy przemysł reklamowy dopiero się rozpędzał, w 1967 r. na ekran nielicznych jeszcze telewizorów trafiła cudownie dziwaczna, psychodeliczna, 20-sekundowa reklamówka promująca lody na patyku. Wyreżyserował ją Ridley Scott. Przekazywała komunikat o tym, że wszyscy potrzebują miłości. Najlepiej w parze z chłodnym deserem.

W 1980 r. zagrał w reklamie japońskiego alkoholu Crystal Jun Rock Sake. Koncept wizualny spotu opierał się na delikatności i androgynicznej, tajemniczej urodzie Davida, który w spocie gra milczeniem. I trudną do zapomnienia twarzą.

Pepsi wielokrotnie współpracowała z wielkimi muzykami przy promocji swoich napojów – wielokrotnie realizowała na przykład projekty z udziałem Michaela Jacksona, również scenicznego rewolucjonisty. W 1987 r. w Stanach zadebiutowała kampania z udziałem Davida Bowie i Tiny Turner. Takiej plejady można marce tylko pozazdrościć.
Ponieważ w Stanach modne były wówczas filmu futurologiczne, David gra rolę wynalazcy, na którego sprzęt w pracowni wylewa się napój, a „efektem ubocznym” reakcji, jakie zachodzą, jest powstanie doskonałej kobiety, która w spocie tańczy i śpiewa „Modern Love”. Kampania ujrzała światło dzienne w czasie trudnym dla Bowie, bo został wówczas oskarżony o seksualne nadużycia. Po kilku długich miesiącach został oczyszczony z zarzutów.

W 2001 r. w reklamie dla XM Sattelite Radio przygotowanej przez TBWA/Chiat/Day David dosłownie spada z nieba i ląduje w pokoju motelowym, przebijając się przez dach. Objawia się starszej pani w pełnej krasie, a unosząc dwukolorowe tęczówki do nieba przyznaje, że nigdy nie uda mu się do tego przyzwyczaić.   

W 2003 r. przemiany sceniczne Davida doskonale wykorzystała agencja Ogilvy & Mather w kampanii dla marki Vitel – przedstawiciela kategorii ogólnie komunikacyjnie nużącej i oczywistej. Kampanii towarzyszyło hasło „A new life everyday” i trudno sobie wyobrazić lepszą postać obrazującą to hasło. W spocie David przechadza się po własnym domu i zagląda a to do kuchni, a to do łazienki, a w każdym pomieszczeniu spotyka swoje inne wcielenie: jako Alladin Sane, Ziggy Stardust, nieco przerażający klaun czy Diamond Dog. Emisja kampanii zbiegła się z premierą płyty „Reality”, co zapewne miało dodatkową wartość dodaną dla obu „brandów”.
W 2005 r. zagrał razem ze Snoop Dogiem w minutowym spocie promującym XM Sattelite Radio, wypowiadając bodaj jedno słowo. I w ten sposób skradł Snoop Dogowi cały show przygotowany przez agencję Mullen.




W 2013 r. wystąpił w kampanii Louis Vuitton „L'invitation au Voyage".
W spocie gra na klawikordzie „I'd rather be high” z dedykacją dla modelki Arizony Muse. Sam spot jest eklektyczny i trudno uchwycić jego linię narracyjną, ale dostarcza niezaprzeczalnej przyjemności płynącej z obserwacji barokowych wnętrz, świetnie skadrowanych i oświetlonych pomieszczeń, jak i gry samego Bowie. Kolekcyjka Vuitton jest zupełnie w tle. Dobrze to robi całej kampanii.


Mistrz kreacji udowodnił całemu światu, że nieustanna zmiana skóry nie musi oznaczać „rozcieńczenia” wizerunkowego. Ma opierać się na akcentowaniu indywidualizmu. Fenomen tej postaci zapewne odkrywać będą jeszcze przyszłe pokolenia.
Do niewielu postaci show-biznesu pasuje dziś określenie „nieśmiertelny”. David Bowie swoją śmierć ograł najlepiej, jak to możliwe. Nagrał ją na płytę.

Katarzyna Woźniak 590 Artykuły

Absolwentka polonistyki na toruńskim UMK ze specjalnością filmoznawczą. Na co dzień zdaje relacje z przesunięć na półkach rynku FMCG. Po godzinach - czytelniczka. Najbardziej lubi pisać o filmach i książkach, choć właśnie o nich pisze najrzadziej.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.