Reymont w Azji

Po lekturze reportażu "Życie na miarę" co bardziej wrażliwym trudno będzie bezrefleksyjnie dokonać zakupu przecenionej koszulki w popularnej sieciówce.

Marek Rabij, dziennikarz "Newsweeka”, pojechał w 2013 r. do Bangladeszu, żeby przygotować reportaż o zawaleniu się budynku fabryki odzieżowej Rama Plaza niedaleko Dhaki. Wtedy po raz pierwszy media światowe masowo zwróciły się w kierunku Azji i przyjrzały się bliżej warunkom pracy banglijskich kobiet i dzieci. W wyniku katastrofy zginęło 1127 osób, a około 2500 odniosło obrażenia. Została ona uznana za największą katastrofę budowlaną pod względem liczby ofiar śmiertelnych w czasach współczesnych, a dane nieoficjalne mówią o niemal dwukrotnie takiej liczbie ofiar. Rabij wraca do Bangladeszu po kilkunastu miesiącach od katastrofy i próbuje sprawdzić, czy coś się zmieniło w samym systemie produkcji i w głowach mieszkańców kraju.

Produkcje odzieży w Chinach i Bangladeszu różnią się skalą. Bangladesz to obecnie ok. 30 proc. udziału w globalnej produkcji odzieżowej, Chiny mają aż połowę tortu. Może dlatego, że inwestorom proponują własne projekty i infrastrukturę. Banglijski rynek to synonim taniej siły roboczej. Nad kolekcją w multibrandowym sklepie, nad T-shirtami z półki premium, softshellową kurtką żeglarską z wiosennej kolekcji za jedzenie i dach nad głową pracują w nieludzkich warunkach dzieci. Takich historii znajdziemy w książce wiele. Rabij pokazuje jednak, że system, w którym funkcjonujemy jako konsumenci, to tak precyzyjnie skonstruowany organizm, że jeszcze długo trudno będzie o jakąś rewolucję. Żeby cokolwiek pod względem społecznego wyzysku się zmieniło, ponad połowa świata musiałaby przestać kupować metki z napisem "made in Bangladesh". Mimo że krwiożerczy i bezlitosny dla tych, co pośrodku rynkowego łańcucha, nie sposób na razie tego systemu zmienić. Opiera się na nim prawie cała globalna odzieżowa produkcja. Zdaje się, że i Rabij nie widzi możliwości zmiany tego rynkowego paradygmatu. Światem mody rządzi złota zasada Steve'a Jobsa: konsument nie wie, czego chce. Trzeba mu coś zaproponować i przekonać, że chce właśnie tego. W większości krajów świata taka strategia marketingowa działa.

W reportażu poraża skompresowanie, sprawność narracji i nagromadzenie faktów. Kraj okazuje się tyglem tematycznym, piekłem możliwości dla dziennikarza, egzotycznym workiem, z którego wyciąga się perły, ale po oszlifowaniu straszą, a nie świecą. Potworna jest sytuacja kobiet, na których pracy żerują mężowie niebieskie ptaki, beznadziejnie rysuje się kształt przyszłości dzieci, mieszkańcy rozwój postrzegają jako dach nad głową i miskę soczewicy dziennie. Przez pryzmat zagadnienia funkcjonowania fabryk odzieżowych podpatrujemy egzotykę jednego z najbiedniejszych i najsmutniejszych krajów świata: quasi-architekturę, ścieranie się wizji kraju szariatu i głosów liberalnych. 

Marek Rabij pokazuje, że jeśli kraje zachodnie przeszczepiły coś na grunt Bangladeszu, to iluzję wolnorynkowego eldorado. Że to wolność wyboru, globalizacja i kapitalizm leżą u podstaw spokoju i szczęścia. W reportażu wielokrotnie pojawiają się odniesienia do "Ziemi obiecanej" Władysława Reymonta i jest to porównanie tyle trafne, ile przejmujące. Tym zabiegiem Rabij nie tylko udowadnia niezmienność agresywnych rynkowych mechanizmów, ale sprawia, że Bangladesz staje się nam bliższy, niż moglibyśmy to podejrzewać. Ulica Piotrkowska w Łodzi to przecież jedno z najbardziej paradoksalnych miejsc w Polsce: w podcieniach żyją w mieszkaniach socjalnych najbiedniejsi, kiedy fasady kamienic od głównej ulicy ociekają blichtrem zachodnich marek. W stolicy Bangladeszu menedżerowie zachodnich korporacji wieczorami raczą się wyśmienitym sushi, którego porcja stanowi równowartość kwartalnej pensji szwaczki, z której pracy rąk przecież żyją. Po lekturze mocno brzmią słowa jednego z bohaterów reportażu: "ten ciuch jest wart tyle, ile doszyta do niego metka". Lektura – rachunek sumienia dla branży odzieżowej. Inspirujący, drażniący i bardzo dobry reportaż.

Marek Rabij, "Życie na miarę”, WAB, Warszawa 2016 

Katarzyna Woźniak 590 Artykuły

Absolwentka polonistyki na toruńskim UMK ze specjalnością filmoznawczą. Na co dzień zdaje relacje z przesunięć na półkach rynku FMCG. Po godzinach - czytelniczka. Najbardziej lubi pisać o filmach i książkach, choć właśnie o nich pisze najrzadziej.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.