Krytyk musi umrzeć
"Wilde Maus", czarna komedia o krytyku muzycznym, który chce się zemścić na swoim szefie za zwolnienie, momentami nawet bawi. Kiedy orientujemy się, że to film dokładnie o nas, śmiech więźnie nam boleśnie w gardle.
Jego Georg pracuje jako krytyk muzyczny od niepamiętnych czasów. Wielu czytelników nie wyobraża sobie życia bez jego ciętych i bezkompromisowych recenzji opery, koncertu czy nowej płyty. Obecność Georga na łamach gazety jest tak samo oczywista jak w Polsce swego czasu "Teleranka". Jednak nie dla jego wydawcy, którego nie interesują sentymenty. Ma do zredukowania koszty i misję doprowadzi do końca. Tym bardziej że na miejsce jednego wziętego krytyka może zatrudnić trzech studentów albo pracowników nieporównywalnie merytorycznie słabszych, ale trzykrotnie tańszych. To nieistotne, że nie odróżniają śpiewogry od opery. Ważne, żeby pieniądze w kasie się zgadzały.
Decyzja jest dla Georga tak wielkim szokiem, że nie mówi o wydarzeniu swojej żonie, psychoterapeutce Johannie. Kolejnym ciosem jest dla niego informacja, że na nic zdały się trzyletnie starania o dziecko. Georg do najmłodszych nie należy, jego plemniki się starzeją, więc Johannie w ciążę będzie zajść coraz trudniej.
Georg ucieka od rzeczywistości: a to w rozpacz, a to na wesołe miasteczko, a to do niedostępnego świata wysmakowanych suit. Najszybciej dogaduje się jeszcze z pracownikiem fizycznym - kierowcą kolejki parowej dla turystów. Z uporem maniaka próbuje jednak nadal udoskonalać plan fizycznej zemsty na swoim szefie: począwszy od rysowania maski jego samochodu gwoździem, przez wyrafinowane formy zastraszania, aż po lekcje na strzelnicy. W międzyczasie oddala się od żony, a spirala kłamstwa i poczucia beznadziei narasta, konsekwentne upadlanie bohatera nie przynosi zaś ani widzowi ulgi, ani bohaterowi oczyszczenia.
"Wilde Maus" to nie tylko opowieść o kryzysie wieku średniego i samotności. To nade wszystko całkiem trafna prezentacja stanu współczesnych mediów papierowych, które odchodzą do lamusa, bo bardziej liczy się klikalność nawet najdurniejszego materiału, niż rzetelne podejście merytoryczne do tematu, kształtowanie gustów i prestiżowa opiniotwórczość. W filmie brakuje jednak szerszego rysu kondycji austriackich tzw. elit intelektualnych. Być może jednak w tym wyraża się ich zawoalowana krytyka: jej przedstawiciele, nieskażeni fizyczną pracą, uśpili zawodową czujność i dlatego niedostępna jest dla nich świadomość zagrożenia ze strony nowych mediów, a nade wszystko agresywnego rynku - niewidzialnego wroga z armią botów i kwaśnych kompromisów.
Obrazowi można zarzucić to, że za mocno przerysowuje osobisty dramat Georga i wpada w narracyjną rutynę. Wzięci krytycy (sztuki w ogóle, nie tylko muzyki) nie pracują w większości tylko dla jednej redakcji - nie są aż tak nieświadomi kształtu współczesnego rynku mediów. Dorabiają też w innych obszarach, podejmują (czasami konieczną, żeby przeżyć) współpracę z działami promocji, wreszcie: piszą swoje książki. Georg dziecinnie skupia swoją wściekłość na wydawcy, wypierając istnienie Zeitgeist. Niemniej jednak próba odnalezienia się w nowej sytuacji przez Georga oznaczałaby coś w rodzaju kreatywnego, rewolucyjnego, a przez to ciekawego buntu. Bohater w swoich absurdalnych przedsięwzięciach staje się trochę śmieszny, a trochę żałosny - ostatecznie doprowadza do jeszcze większego upokorzenia zawodowego, ludzkiego, a na koniec gatunkowego. Jedyne, na co go stać, to wykopanie w śniegu dziury i umoszczenie się w niej z butelką whisky i kilkoma tabletkami środków nasennych. Oraz ucieczka przed tymi, którzy za wszelką cenę chcą mu przyjść z pomocą.
"Wilde Maus", scen. i reż. Josef Hader, wyst. Josef Hader, Pia Hierzegger, Georg Friedrich, dystrybucja: Aurora Films
Katarzyna Woźniak
590 Artykuły
Absolwentka polonistyki na toruńskim UMK ze specjalnością filmoznawczą. Na co dzień zdaje relacje z przesunięć na półkach rynku FMCG. Po godzinach - czytelniczka. Najbardziej lubi pisać o filmach i książkach, choć właśnie o nich pisze najrzadziej.
Komentarze
Artykuły powiązane