O pożytkach z regulacji

Zasadniczo na kwestie ekonomiczne mam poglądy zdecydowanie liberalne. Może nie tak ortodoksyjne jak Janusz Korwin Mikke, ale wierzę , że...

Zasadniczo na kwestie ekonomiczne mam poglądy zdecydowanie liberalne. Może nie tak ortodoksyjne jak Janusz Korwin Mikke, ale wierzę , że to wolny rynek powinien decydować w gospodarce. Niekiedy jednak, czasem wbrew sobie, muszę przyznać, że popieram sztuczne sterowanie i regulowanie rynku. Tak jak w przypadku UKE. Właśnie urząd kierowany przez Annę Streżyńską, która za punkt honoru postawiła sobie obniżenie cen usług telekomunikacyjnych (z korzyścią dla abonentów), wymógł obniżenie stawek interkonektowych między sieciami komórkowymi. Od początku roku spadły do 21,62 gr, a od 1 lipca mają spaść do 16,77 gr. To pieniądze, które operatorzy płacą sobie nawzajem za rozmowy do danej sieci (w nomenklaturze telekomunikacyjnej nazywa się to zakańczaniem połączeń głosowych w publicznych ruchomych sieciach telefonicznych MTR - mobile termination rates).

Dla przeciętnego Kowalskiego oznacza to, że spadną ceny połączeń. Natomiast operatorzy płaczą. Szacują, że po obniżce MTR-ów przychody operatorów zmaleją o 2,5 mld zł, które zostaną w kieszeniach konsumentów. Prezes PTK Centertel Grażyna Piotrowska-Oliwa przewiduje, że o ile w ub.r. rynek telefonii komórkowej wartościowo wzrósł o 7-8 proc., to w br. o wzroście możemy zapomnieć. Według niej rynek może nawet spaść, bo sam wzrost wielkości rynku raczej nie zrekompensuje tych utraconych 2,5 mld zł.

To obrazuje pewien styl myślenia. Te pieniądze nam się należą, bo świadczymy konsumentom pożyteczne i pożądane usługi. Takie podejście jest dla operatorów wygodne. Moim zdaniem powinni spiąć się i zaoferować konsumentom być może nowe usługi i takie stawki, by te 2,5 mld zł od nich z powrotem wyciągnąć. I to całkowicie dobrowolnie i z zadowoleniem obu stron.

Nie taki biedny pastuszek...

Nie wszyscy jednak płaczą. Chris Bannister, prezes P4 (sieć Play), twierdzi, że zdecydowanie popiera obniżkę MTR-ów.

Oczywiście Play jako najmłodszy i najmniejszy z operatorów infrastrukturalnych występuje w roli beniaminka albo raczej bosonogiego pastuszka, który wymachując kijem, rzuca wyzwanie trzem ciężkozbrojnym rycerzom. Tak bowiem przedstawia się sytuacja - Orange, Plus i Era mają po kilkanaście milionów abonentów, a Play właśnie przekroczył 2 mln. Tyle że ten ubożuchny pastuszek podebrał rycerzom już ponad 840 mln zł z ich włości, a odgraża się, że w tym roku zabierze im ponad miliard. Zresztą nie przesadzajmy z tym ubożuchnym - fundusze Novator i Tollerton, akcjonariusze Play, zdecydowały o ekstrafinansowaniu w wysokości 160 mln zł, dzięki czemu operator ma przyspieszyć budowę własnej sieci nadajników (to efekt wygranego przetargu na dodatkowe częstotliwości GSM, a dzięki temu Play nie będzie musiał płacić Plusowi za korzystanie z jego sieci).

Tymczasem UKE odgraża się, że nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa w sprawie MTR-ów, a Anna Streżyńska zapowiada działania w celu dalszych obniżek. Jakby tego było mało, Komisja Europejska domaga się obniżek stawek roamingowych, uznając, że obecne stawki są wciąż za wysokie. Oj, dla operatorów zapowiadają się chyba chude lata.

...i lekarz

Kolejnym przykładem regulacji (czyt. ingerencji w rynek), na którą patrzę przychylnie, jest rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia w sprawie reklamy produktów leczniczych, które m.in. mocno ogranicza wizyty przedstawicieli handlowych w gabinetach lekarskich. Firmy farmaceutyczne podniosły larum. Była mowa o ograniczeniu dostępu lekarzy do wiedzy, wyników badań etc., ale nikt nie śmiał powiedzieć wprost - chodzi o łapówki. Niektórzy lekarze, zwłaszcza młodzi, nie chcą i nie biorą kopertówek. Zresztą ta grupa zawodowa coraz lepiej zarabia. Ale chyba każdy z nas zna kogoś, kto gdzieś, kiedyś, w ten lub inny sposób (nie zawsze pieniędzmi) zapłacił jakiemuś lekarzowi. Jestem przekonany, że również firmy farmaceutyczne mają stosowne budżety "marketingowe". Nic dziwnego - wszak NFZ co roku wydaje na leki refundowane ponad 6,6 mld zł.

W odróżnieniu od telekomów wykonalność tych regulacji lekarsko-farmaceutycznych jest wątpliwa. Nie postawimy przecież żandarma przed każdym gabinetem, a producenci leków, jeśli będą chcieli, zawsze znajdą sposób na dojście do lekarzy.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.