Kto zasłużył na Malinę?

Ostatni kongres badaczy rozpoczął się zgodnie ze słynną formułą Alfreda Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie może tylko rosnąć....

Ostatni kongres badaczy rozpoczął się zgodnie ze słynną formułą Alfreda Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie może tylko rosnąć. Trzęsienie było, choć niewielkie, a potem z tym napięciem to było różnie. Ruchy tektoniczne zostały zarejestrowane za sprawą wystąpienia Szymona Gutkowskiego, dyrektora generalnego agencji reklamowej DDB Warszawa, zatytułowanego "Spadochron czy skrzydła". Chodziło o odpowiedź na proste pytania, na które z reguły trudno znaleźć równie nieskomplikowane odpowiedzi: co badać, kiedy badać i po co badać? Okazuje się bowiem, że mimo upływu lat rynkiem relacji klient - agencja reklamowa - firma badawcza wciąż rządzi nieporozumienie. Nieporozumienie uniemożliwiające osiągnięcie wspólnego celu.

Trudne odpowiedzi

Marketer oczekuje wyniku, ale boi się, że go nie zrealizuje. Zamawia więc badania, żeby mieć gwarancję podjęcia właściwej decyzji. Firma badawcza bada niemal wszystko, od konceptu strategii, przez pomysł na produkt, po każdy detal komunikacji. Im więcej badań, to w końcu oczywisty wzrost przychodu. Agencje reklamowe chcą dostarczyć oryginalny produkt strategiczny i kreatywny. Jednak mnogość analiz jej pracy, badań koloru tła, wielkości czcionki hasła czy wyrazu twarzy bohatera spotu skutecznie uniemożliwiają wyjście z przekazem poza przyjęty standard. Gdzie więc szukać wyjścia z tej sytuacji?

Problem niby nie jest nowy. Dekoniunktura uczyniła marketerów znacznie ostrożniejszymi w wydawaniu pieniędzy na komunikację. Trudno im się dziwić, że często obawiają się ryzyka. Jednak ten niepokój skutkuje błahą, niczym niewyróżniającą się plamą w bloku reklamowym. Powstaje rzecz jasna kolejne pytanie. Czy agencje reklamowe są rzeczywiście w stanie dostarczać ciekawych biznesowo i kreatywnie usług marketingowych? Wyniki ostatniej edycji konkursu efektywności reklamowej Effie świadczą o tym, że chyba nie. Najlepiej wychodzą im kampanie społeczne. Zresztą może i słusznie. W końcu i w tym obszarze pozostaje naprawdę wiele do zrobienia.

W trosce o naj

Wszyscy w aurze olimpiad, którymi są przecież wszelakiej maści konkursy, w których ocenie poddawana jest jakość usług marketingowych, chcą okazać się najlepsi, najmądrzejsi, najpiękniejsi... To rzecz absolutnie naturalna. To wynik nie tylko potrzeby biznesowej, lecz także zaspokojenia oczywistej ludzkiej próżności. Marzę jednak o chwili, w której pójdę na konkurs, w którym nagrody otrzymają autorzy kiepskiej strategii, badań, z których nic nie wynika, źle zaplanowanej kampanii reklamowej czy tragicznej kreacji reklamy. Brakuje na rynku przeciwwagi. Nikt oficjalnie nie odważył się dotąd na takie oceny. Dawno temu Rafał Betlejewski, obecnie w agencji reklamowej Koledzy, organizował plener pod hasłem ?Spal wstyda?. W ogniu płonęły najbardziej żałosne dzieła twórców polskiej reklamy. Kiedyś organizował, ale teraz mu się nie chce. Szkoda. Fajnie byłoby pójść na rozdanie odpowiednika amerykańskich Malin, którymi honorowane są najgorsze produkcje filmowe. Okazuje się, że nawet Hollywood potrafi się śmiać sam z siebie. Kiedy my się tego nauczymy?

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.