Konsument mądrzejszy, niż myślisz
Zła wiadomość dla marketerów: zwykli konsumenci mają coraz więcej do powiedzenia i coraz trudniej im coś wmówić. Na zakończonej właśnie...
Zła wiadomość dla marketerów: zwykli konsumenci mają coraz więcej do powiedzenia i coraz trudniej im coś wmówić. Na zakończonej właśnie konferencji 1st Interactive Marketing Meeting bardzo często pojawiał się termin Web 2.0. Wiadomo, oznacza on, że internauci nie chcą być tylko biernymi odbiorcami przekazów w internecie, ale pragną je tworzyć, dzielić się swoimi doświadczeniami i opiniami, zdjęciami i filmami. Popularność serwisów takich jak YouTube, przejmowany teraz przez Google za 1,65 mld dolarów, mówi sama za siebie.
Po ponad 10 latach rozwoju internet zatoczył koło i wraca do źródeł. Na początku służył właśnie do nieformalnej komunikacji i znajdowały się w nim głównie strony zakładane przez hobbystów. Później wielkie korporacje ? koncerny mediowe i marketerzy - wpompowały w sieć miliardy dolarów i monitor komputerowy zaczął przypominać zwykły telewizor.
Komunikacja internauta - internauta ustąpiła miejsca modelowi nadawca (firma) ? odbiorca, a liczba reklam przekroczyła grubo to, co znamy z bloków w TV. Akcja rodzi reakcję - powstanie niezależnych serwisów tworzonych przez zwykłych użytkowników, gdzie każdy może powiedzieć, co mu leży na sercu, bez cenzury i bez denerwującej reklamy. Hasło YouTube.com brzmi: "Broadcast Yourself" i o to właśnie chodzi.
Co Web 2.0 ma wspólnego z marketingiem? Przede wszystkim oznacza, że wyczerpuje się cierpliwość ludzi do słuchania tego, co im nieudolnie wciskają marketerzy. I jeżeli nadal będziemy bombardować internautów kiepską komunikacją - setkami bannerów, underlayerów i innych form w portalach, to po prostu się zdenerwują. Jeszcze gorzej, jeżeli dodatkowo trafią na zły produkt lub usługę. Wtedy nakręcą złośliwy filmik o znienawidzonej marce i zamieszczą go na YouTube. Tam zagląda o wiele więcej ludzi niż na serwisy topowych brandów.
Web 2.0 oznacza także, że konsumenci są dziś mądrzejsi. Przed zakupem korzystają z dziesiątek nieformalnych informacji o produkcie, znają jego słabe i mocne strony, wiedzą, czy ktoś sparzył się na serwisie. Na tym m.in. polega sukces tzw. porównywarek internetowych. Dają one możliwość nie tylko odszukania najlepszej ceny, ale także poznania opinii o produkcie i sklepie. Prognozy mówią, że w przyszłości większość ruchu na strony e-commerce będzie przechodziła przez porównywarki. Marketerzy niesolidni lub zbyt drodzy mogą więc już zwijać swoje biznesy i nie pomogą nawet miliony wydane na reklamę.
Czy jest więc jakaś dobra wiadomość związana z Web 2.0? Można to zjawisko wykorzystać, ale trzeba konsumentom dać swobodę. Jestem ciągle pod wrażeniem tego, co zrobiła Nokia w Polsce razem z K2 Internet. MoBlog - gigantyczny, największy w naszym internecie site, na którym każdy może zamieścić zdjęcie zrobione komórką, opowiedzieć o sobie jakąś historię. Internauci powiesili tam już 180 tys. zdjęć. Są foty piękne, zwariowane i takie sobie, ale wszystkie autentyczne. Nokia nie wtrąca się zupełnie do tego, co się dzieje w serwisie. Jedyny branding to obowiązkowa informacja przy każdym fotoblogu, jakim modelem telefonu został on wykonany. W rogu strony mały obrazek danego modelu Nokii. Więcej nie trzeba.