Kilka słów o tym, co się śni dziennikarzom

Bardzo nam się spodobało, gdy działalność reklamową zaczęto nazywać komunikowaniem. Zamarzyliśmy sobie, że będziemy otrzymywać rzetelne i klarowne informacje. Wyobrażaliśmy...

Bardzo nam się spodobało, gdy działalność reklamową zaczęto nazywać komunikowaniem. Zamarzyliśmy sobie, że będziemy otrzymywać rzetelne i klarowne informacje. Wyobrażaliśmy sobie w pocie czoła opracowywane strategie komunikacyjne (tam, gdzie ich nie ma) i skrzętnie usprawniane kanały informacyjne (tam, gdzie już są). Cóż, przeliczyliśmy się.

Wydaje się, że dziennikarski Eden jest oddalony od nas o tysiące kilometrów. Oddalony, ale przecież istnieje. Świadczą o tym chociażby zagraniczne periodyki poświęcone sprawom marketingu i reklamy. W każdym niemalże artykule cytowane są liczby i sumy. Każda teza (niemalże) jest poparta wynikami badań. Działalność firm operujących na rynku jest szeroko komentowana zgodnie z zasadą, że nawet najgorsza prawda jest lepsza niż dziennikarskie spekulacje. Zresztą istnieje wiele instytutów badawczych, które monitorują rynki i które, dla własnej promocji, podają prasie część wyników badań. A jak jest u nas?

Zupełnie inaczej. Koncerny, ktore posiadają profesjonalny system komunikacji, należą do mniejszości. Zwykle zdarza się, że dziennikarz ,odbija się" od kolejnych kierowników, którzy co chwila muszą konsultować się z Najważniejszym Szefem. Następną kwestią jest różnicowanie danych. Materiały prasowe są wypuszczane spod jednej sztancy. Tak jakby wszystkich dziennikarzy interesowały te same kwestie. Jedyna szansa na uściślenie faktów to telefoniczna gonitwa za zapracowanym brand managerem. I tak jeden zapracowany goni drugiego zapracowanego. Jak w cyrku.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.