Dyrektor na swoim
Drabina awansów nie jest nieskończenie długa. Gdy jest się na szczycie kariery kreatywnej, rynek pracy robi się bardzo mały, a do emerytury daleko. W tej sytuacji niektórzy wybierają ucieczkę w bok - założenie firmy.
Bartłomiej Rams wraz z Karoliną Czarnotą i Moniką Kamińską założył agencję Heart & Brain, która oficjalnie zarejestrowana została w ten poniedziałek. Bogdanowicz postawił natomiast na mało zaskakującą nazwę Bogdanowicz, zgodnie z zasadą, że do pewnego wieku trzeba pracować na własne nazwisko, później powinno ono pracować na siebie. Krok w kierunku własnego biznesu podjęli ostatnio również Tomasz Chojnacki, były partner i dyrektor kreatywny, oraz Jan Mosiejczuk, były dyrektor strategiczny w San Markos. Rozstali się z agencją i w marcu założyli agencję Blacklama. Na razie szczegółów nie ujawniają.
Sposób na klienta
Heart & Brain, jak sama nazwa wskazuje, odwołuje się do sukcesu kampanii dla TP, którą przygotował Publicis pod przewodnictwem Ramsa. Co ciekawe, Heart & Brain pracuje dla TP, ale pośrednio – dla jej domu produkcyjnego. Wkrótce trzeba będzie dywersyfikować źródła przychodu w związku z wieszczonym schyłkiem tego formatu w Orange. Kolejne projekty to niewiadoma, ale jak twierdzi właściciel agencji, ruch w interesie jest. – Jesteśmy zapraszani do przetargów, czasami musimy odmówić, bo zgłasza się do nas konkurencja TP SA. Każdy chciałby mieść format na kształt Serca i Rozumu – mówi Rams.
Wydaje się, że Przemysław Bogdanowicz raczej nie ma co liczyć na migrację klientów BBDO pod nowy agencyjny brand. Kreatywny wierzy raczej w jakość swojej pracy i siłę sprawczą kontaktów budowanych na rynku przez 18 lat. – Mam sporo różnych kontaktów i to jest istotne, ale jednak podstawą firmy jest wartość i jakość tworzonej strategii i kreacji komunikacji – mówi. Na razie wciąż używa prywatnego maila, nadal rozważa propozycje ludzi, którzy staną się jego parterami w biznesie.
Merytokracja
Na świecie widać od dawna trend agencji zakładanych przez dyrektorów kreatywnych. Wieden + Kennedy, BBH, Droga5 czy Duda – wszystkie one powstawały z inicjatywy doświadczonych na rynku osób. Ich założyciele firmują zespół znanym i nagradzanym nazwiskiem. Wygląda na to, że Polska też podąża tą drogą. To niewiara w struktury przerośniętych korporacji, chęć bycia bliżej klienta, niwelowania zbędnych przekaźników legitymizuje decyzje przejścia na swoje. – Moim zdaniem przyszłość należy do agencji zarządzanych przez osoby, które znają się na reklamie. Menedżer może zarządzać pocztą, ale żeby zarządzać dobrze agencją reklamową, trzeba ten produkt czuć, wiedzieć, co jest dobre, a co niekoniecznie – mówi Rams.
Nie mnożyć bytów ponad potrzeby
– Agencja, w takim sensie, jak ja ją rozumiem, to nie biurka i komputery... To filozofia działania. Trudno mi w tej chwili szacować liczbę osób, bo to sprawa ewolucji potrzeb. Dość powiedzieć, że nie lubię przerośniętych struktur i bardzo cenię kontakt osobisty – mówi Bogdanowicz.Podobnie myśli Bartłomiej Rams. – Nasza siła polega na tym, że nigdy nie będziemy dużą skostniałą strukturą. Przyszedł czas na operatywne spółki oparte na doświadczeniu i wiedzy o reklamie. Bycie dużym to pułapka, wielkie, hierarchiczne struktury nie służą kreatywności – mówi.
Gdzie dochodzą dyrektorzy
Historia pokazuje, że odejście, nawet przymusowe, z dużej agencji to nie koniec kariery. Mała agencja, w której jest się partnerem, to zwykle mniejsze budżety, ale też mniejszy stres, większy wpływ na to, co się robi. Przykładem Lechosław Kwiatkowski, były dyrektor DougFaberFamily, dziś Fat Baby, i Dariusz Rzontkowski, wcześniej dyrektor kreatywny TBWA i G7, teraz partner w Walk Creative.
Niektórzy menedżerowie odeszli do pokrewnych branż jak Paweł Niziński (wcześniej Y&R, później założyciel firmy strategicznej Good Brands & Co. w Polsce) lub wyszli w ogóle z branży reklamowej jak Piotr Gruszczyński, dawniej Y&R, teraz TR Warszawa. Jeszcze inni zrobili down shift kariery i po czasie freelancingu wrócili do agencji na niższe stanowisko, jak np. Michał Imbierowicz, kiedyś szef kreacji Y&R, teraz senior copywriter w Saatchi & Saatchi. Kolejni uciekli w reżyserię, jak Maciej Kowalczuk (wcześniej G7), Dariusz Zatorski (wcześniej DDB) czy Paweł Borowski (wcześniej TBWA). To całkiem ciekawe i udane zmiany w życiu zawodowym.
Rynek reklamowy nadal jest dosyć płytki, na Polsce kariera się nie musi kończyć. Jarosław Ziębiński powędrował na same szczyty globalnych struktur Leo Burnett, zarządza regionem Asia-Pacific z siedzibą w Singapurze. Czekamy na nowe historie sukcesu.