Do Rzeczy w sieci inaczej pisane

Nowe prawicowe tygodniki walczą o schedę po "Uważam Rze". Nie odciągną jednak reklamodawców od dotychczasowych liderów segmentu.

"Osiem tygodników opinii. Przecież taka liczba nie ma szans utrzymać się na rynku" - tak niedawno zareagował niemiecki szef jednego z wydawnictw. A przecież to tylko kilka najważniejszych tytułów z tej kategorii. Do myślenia daje, że na rynku niemieckim liczą się przede wszystkim trzy tygodniki opinii. W Polsce do tej pory również: "Newsweek Polska", "Polityka" i "Wprost". To w ich krwiobiegu przepływa najwięcej pieniędzy. Jeszcze do niedawna spore szanse na dołączenie do tej grupy miało "Uważam Rze". Po perturbacjach związanych z odejściem trzonu redakcji jest to jak na razie mało prawdopodobne.

W segmencie tygodników społeczno-politycznych robi się coraz ciaśniej. Od kilku tygodni w wersji papierowej ukazuje się "W sieci", magazyn wydawany przez spółkę Fratria. Pod koniec stycznia br. czytelnicy dostali w swoje ręce "Do Rzeczy" (Orle Pióro), magazyn kierowany przez Pawła Lisickiego, byłego naczelnego "Uważam Rze. Inaczej Pisane". Oba tytuły pozyskały wsparcie finansowe: pierwsze w SKOK-ach, drugi - w Platformie Mediowej "Point Group". Ich punktem wspólnym jest jasna postawa polityczna, dotychczas realizowana głównie przez tygodnik "Uważam Rze", należący Presspubliki. Pismo po turbulencjach związanych z odejściem części redakcji próbuje na nowo odnaleźć swoje miejsce na rynku, tym razem pod kierunkiem Jana Pińskiego.

Walka o czytelnika

W ocenie analityków dwa nowe tytuły prawicowe będą chciały wykorzystać słabszy moment "Uważam Rze" i przejąć jego czytelników. Tym bardziej że mamy do czynienia z czasopismami identyfikowanymi w dużej mierze z nazwiskami autorów, którzy przecież odeszli z tego pisma. "W Sieci" dość szybko wpasowało się w rynek prasy tradycyjnej, sprzedając według danych wydawcy średnio 120 tys. egz. "Do Rzeczy" może mieć już znacznie trudniej. Po prostu portfele czytelników mogą nie pozwolić na zakup dwóch tytułów, a już tym bardziej trzech. - Dwa kolejne tytuły o podobnym profilu spowodują rozdrobnienie segmentu, jeżeli będą się od siebie znacząco różniły, jest szansa, że czytelnik będzie kupował kilka tytułów, jeśli natomiast formuła będzie podobna, obawiam się, że w najlepszym przypadku pozostaną na rynku dwa, a realnie jeden najsilniejszy o najwyższej sprzedaży - podsumowuje Monika Rychlica, head of non-broadcast media w Initiative.

Choć trudno nie zauważyć, że nowe tytuły wzbudzają sporo emocji, czasem sztucznie podgrzewanych, to jednak przedstawiciele reklamodawców dosadnie mówią, że nie ma szans na tyle magazynów w tym segmencie. Na pewno nie w czasie, kiedy rynek reklamy się kurczy. - Przykład "Uważam Rze"  pokazuje, że nie tylko sprzedaż się liczy. Zwłaszcza w przypadku prasy, a w szczególności w przypadku tygodników opinii. Trudno tu mówić o budowaniu zasięgu przez te nośniki. Raczej są one uzupełnieniem kampanii internetowej lub telewizyjnej. A to oznacza, że kontekst, w jakim pojawia się reklama, staje się jeszcze bardziej istotny. Im bardziej tytuł będzie eksponował politykę, tym trudniej będzie mu pozyskać reklamodawców - mówi Lucyna Koba, deputy media director w PanMedia Western. Poparciem dla oceny Koby mogą być wyniki "Uważam Rze", które w ub.r. miały średnią sprzedaż ogółem większą niż "Polityka" czy "Newsweek", natomiast jego przychody reklamowe były kilkakrotnie niższe. W obliczu tych danych nie dziwi ocena Joanny Wiłkomirskiej, media managera MediaCom Warszawa, która jednoznacznie uważa, że kondycja rynku prasowego nie pozwoli na kolejne opiniotwórcze tytuły. - Szczególnie teraz reklamodawcy z dużo większą ostrożnością inwestują w niebadane nośniki lub te, których koszty dotarcia nie są konkurencyjne lub niemożliwe do określenia - dodaje. To się nakłada na ogólną niechęć reklamodawców do wiązania się z tytułami o skrajnych poglądach.

Przedstawiciele pozostałych tygodników nie komentują obecnej sytuacji, skupiając się na walce o pozycje rynkowe. Przykład "Uważam Rze" pokazuje, że za sukcesem sprzedażowym niekoniecznie idzie dobry wynik reklamowy. Trudno sobie wyobrazić, że tygodnik sprzedający kilkadziesiąt tysięcy, a na tyle szacowana jest sprzedaż obu nowych tytułów, będzie w stanie utrzymać się na rynku z samych przychodów z rozpowszechniania. Nie uwzględniając oczywiście scenariusza, że komuś będzie zależało na wspieraniu finansowym tytułu. Niektóre pisma rządzą się innymi prawami niż cały rynek.  

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.