Hate page Ryanaira

Prezes tanich linii lotniczych działa według zasady - nieważne jak się pisze, ważne żeby pisano.

O tym, że oszczędność właściciela Ryanaira dochodzi do granic absurdu, gazety rozpisywały się tysiące razy. Gdyby połączyć nagłówki gazet prasy brukowej, utworzyłaby się długa lista odpowiedzi na pytanie "Jak w najbardziej absurdalny sposób zaoszczędzić na lotach".

Ryanair pyta pilotów, czy mogą latać wolniej, żeby zużywać mniej paliwa, każe płacić pracownikom za służbowe uniformy, sukcesywnie wprowadza opłaty za dodatkowe usługi (ostatnio za usługę ekstra przewoźnik uznał skorzystanie z toalety podczas podróży krótszej niż godzina). Można spodziewać się, że kolejnym krokiem będzie umieszczenie pasażerów w luku bagażowym - może byłoby to nawet bezpieczniejsze niż proponowane przez firmę latanie na stojąco.

Tanie linie lotnicze wzbudzają tyle kontrowersji, że ciągle powstają nowe hate pages Ryanaira - przykładem może być strona Ihateryanair.org założona przez byłego stewarda tych linii, na której wpisywane są sukcesywnie od 2008 roku artykuły odnotowujące wszystkie złe posunięcia i największe wpadki przewoźnika. W Facebooku profil "I hate Ryainar" zalajkowało 6755 osób. W serwisie YouTube znaleźć można piosenki parodiujące pomysły słynnego Michaela O'Learego, prezesa tanich linii lotniczych, który wszędzie przedstawiany jest jak szaleniec z miniaturką samolotu i miną Jasia Fasoli.

Rok temu burzę w sieci wywołał wpis Suzy McLeod's, która musiała zapłacić 300 euro (60 euro za osobę) za niewydrukowanie kart pokładowych podczas lotu z Alicante do Bristolu. Skargę na profilu przenośnika w Facebooku "polubiło" 400 tys. osób, a 20 tys. zostawiło komentarz wspierający autorkę wpisu. Ryanair odpowiedział, że "terms and conditions" linii są wyraźnie zaznaczone, trzeba więc je czytać. Odpowiedź jest zresztą zgodna z polityką ignorowania mediów cyfrowych, którą Ryanair rozpoczął trzy lata wcześniej, mówiąc, że linie nie będą więcej tracić czasu i energii na polemikę z idiotycznymi blogerami.

Śledząc poczynania Ryanaira, można stwierdzić, że firma robi wszystko, żeby świat jej coraz bardziej nienawidził. Z wypowiedzi O'Learego ("Marketing Magazine", 01.08.2013) wynika jednak, że cała antykampania przewoźnika jest celowym zamierzeniem. Prezes Ryanaira wychodzi z założenia, że im więcej negatywnych publikacji, tym więcej sprzedanych biletów. Chwali się, że linie nie muszą wydawać 100 mln dol. na kampanię reklamową, bo kampania robi się sama. Wystarczy podrzucić kolejny rewolucyjny pomysł i wszystkie media to chwycą. Ryanair nie potrzebuje przetargów, kampanii ani agencji reklamowych, które według O'Learego wciskają wszystkim od lat tą samą "tandetę" (to najłagodniejsza wersja użytego przez niego angielskiego słowa "crap").

A teraz druga strona medalu. Ryanair zaczynał z jednym samolotem w 1985 roku, teraz ma ich ponad 300. Realizuje 1600 lotów dziennie (ponad 500 tys. rocznie) z 57 baz w 29 krajach do 180 destynacji. Oficjalny profil Ryanaira w Facebooku "lubi" 217 846 osób, mimo że nie dzieje się tam nic od czasu dołączenia w 2008 roku, a motto na profilu brzmi "Ryanair to linie lotnicze z dużym poczuciem humoru, jeśli go nie masz, to twój problem, a nie nasz". Polityka Ryanaira jest jasna. Celem nie jest profesjonalna obsługa klienta ani ułatwienie użytkownikom życia – celem są tanie loty na czas. O tym, że Ryanair bardziej dba o własny biznes niż opinię publiczną i wizerunek linii, świadczą bezpośrednie wypowiedzi osób związanych z Ryanairem, jak chociażby wypowiedź Tima Coomsa, analityka branżowego: - Nie chodzi o to, żeby nas kochać. I nie wiem, czy w jakimkolwiek biznesie o to chodzi.

Media oburzają się na kolejne pomysły Ryanaira i jego CEO, rozpisują się na temat płatnych toalet i kolejnych cięć kosztów, a Michael O'Leary zaciera ręce. Przecież właśnie o to mu chodzi. Co z tego, że analitycy wróżą firmie straty z powodu ignorowania mediów, niezadowolonych klientów i negatywnych artykułów. Ryanair mimo dodatkowych opłat za niewydrukowanie karty pokładowej, opłaty za odprawę online i płatność kartą, nieziemskich sum za jedzenie na pokładzie i innych ukrytych "charges" dalej pozostanie najtańszymi na rynku liniami lotniczymi. Ludzie mogą nienawidzić Ryanaira, ale ciągle będą nim latać. Jeżeli ktoś jeszcze zastanawia się, jak to możliwe, że najbardziej znienawidzone linie lotnicze przynoszą zyski, może obejrzeć film dokumentalny "Why hate Ryanair" wyprodukowany przez dziennikarzy BBC, którzy też chcieli wyjaśnić ten fenomen.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.