Festiwalowa uczta z wielu dań

- Są rynki, na których ryzyko jest wkalkulowane w cenę programu. W Polsce stacje wolą za minimalizację ryzyka płacić fee za format zagranicznemu producentowi - mówi Marcin Perzyna, prezes zarządu Festival Group, do niedawna dyrektor ds. projektów specjalnych i impresariatu Telewizji Polsat.

"MMP Online": Dlaczego właśnie teraz zdecydował się Pan na zakończenie współpracy z Telewizją Polsat?

Marcin Perzyna: Nigdy nie jest tak, że jesteśmy w idealnym momencie na taką decyzję. Człowiek jednak nie młodnieje i jeśli chce realizować własne pomysły, to musi w końcu wykonać ten krok. Z obecnej perspektywy decyzja wydaje się słuszna.

Czy właściciel Polsatu próbował odkupić od Pana prawa do TOPtrendów?

Zarząd Polsatu złożył kilka lat temu taką propozycję, ale nie byłem zainteresowany pozbyciem się moich udziałów.

Nie ma takiej ceny, za jaką mógłby Pan sprzedać TOPtrendy? Czy do tej pory była za niska?

Przez wiele lat wydawało mi się, że nie ma takiej ceny. Na razie zakończyło się to umową, która zapewnia kontynuację prowadzenia tego projektu.

Jakie benefity czerpie telewizja z organizacji tego typu wydarzeń? Czy to są rentowne imprezy?

Kilka lat temu udało się nam doprowadzić do uzyskania granicy rentowności. Najczęściej festiwale muzyczne organizowane są przez stacje ze względów marketingowych. Są dwa takie wydarzenia w roku - festiwal i koncert sylwestrowy. To projekty, które szczególnie skupiają uwagę widza na danej stacji telewizyjnej. Pozwalają one pokazać różne, ważne dla stacji treści. To także wydarzenia o charakterze integracyjnym dla partnerów Polsatu. Takich okazji bywa niewiele. TOPtrendy wypracowały także formułę, która z punktu widzenia rynku muzycznego jest wiarygodna. To też się przekłada na dobre postrzeganie wśród artystów i widzów. A co ciekawe, nawet jeśli pojawia się muzyka bardziej wymagająca, to widzowie nie odchodzą od stacji.

Czy to zjawisko może wynikać ze zmiany profilu widza Polsatu?

Myślę, że tak. Jednak warto pamiętać, że zmiana profilu wynika także ze zmiany polskiego społeczeństwa. Ono się edukuje, ludzie dużo oglądają i czytają, także w internecie, coraz więcej podróżują, wymieniają się informacjami. Bardzo ważne w tym momencie jest, aby nie przegapić tej chwili, kiedy widz oczekuje już czegoś innego. Warto czytać i słuchać ludzi spoza branży. Nawet z hejterskich komentarzy można się czegoś ważnego dowiedzieć. Ludzie nie chcą poświęcać swojego czasu na rzeczy wtórne. Mówię tu o widzu aktywnym, bo są również odbiorcy, którzy włączają telewizor po pracy dla relaksu. Jednak coraz więcej jest tych widzów aktywnych, dlatego znaczenie kontentu jest obecnie niezwykle istotne.

Ostatnia impreza sylwestrowa to jeszcze Pana dziecko. Dane pokazały, że był to najchętniej oglądany program.

Warto przypomnieć, w jak trudnej byliśmy sytuacji, organizując tę imprezę. Miała odbyć się w Warszawie. Mieliśmy już niemal wszystkich artystów zarezerwowanych, sprzęt oświetleniowy i multimedialny. Gotowy był projekt scenografii. W połowie listopada dostaliśmy informację, że nie robimy tej imprezy w Warszawie. Musieliśmy bardzo szybko znaleźć nowego partnera, przenieść i dostosować całe wydarzenie do nowego miejsca, a jednocześnie udowodnić, że możemy zrobić to jeszcze lepiej niż w Warszawie. Udało się to zrobić dzięki współpracy z prezydentem Gdyni i pozyskanymi sponsorami.

Są gwiazdy, które odmawiają udziału w imprezach, które Pan organizował?

Przez lata niewielu artystów odmówiło udziału np. w TOPtrendach. Jednym z nich był Kazik. W zeszłym roku przyjął zaproszenie. Sądzę, że uznał, że jest to wiarygodne wydarzenie muzyczne. Artystą, który nie chce pojawiać się w telewizji, jest GrubSon, który zbudował swoją popularność w internecie. Szanujemy jego strategię. Zdecydowana większość artystów z chęcią bierze udział w naszych koncertach.

W czym tkwi popularność festiwali?

Nie znam drugiego takiego kraju. Jeszcze do niedawna mieliśmy trzy festiwale organizowane przez trzy stacje telewizyjne. Po prostu Polacy lubią tego typu rozrywkę. Ja to nazywam ucztą z wielu dań. Część widzów skupia się na wartościach muzycznych, inni wizualnych, w co ubrane są gwiazdy, jak wyglądają, jaka jest scenografia. Pamiętajmy, że festiwale oferują bardzo duży przekrój artystów i stylów muzycznych. Specyfiką festiwali telewizyjnych jest duże tempo i krótkie występy wielu artystów.
Festiwale nietelewizyjne to zupełnie inny rynek i nie należy tych dwóch gatunków łączyć.  Na tych wydarzeniach artyści występują z długimi koncertami dla widzów, którzy przyszli dla nich, a nie dla pewnej oprawy cechującej festiwale telewizyjne. W festiwalach nietelewizyjnych wpływy z biletów oraz sponsorzy mają kluczowe znaczenie.

Czy wierzy Pan, że Open'er jest w stanie utrzymać się bez wsparcia Heinekena?

Wierzę, że tak. Myślę, że w miejsce Heinekena wejdzie inny sponsor lub kilku. Festiwal ma już zbudowaną markę. Przy atrakcyjnym programie jest w stanie się utrzymać.
Polski rynek eventowy jest bardzo specyficzny. Najwięcej koncertów polskich, a nawet zagranicznych artystów odbywa się za darmo. To znaczy, że płacą za to samorządy lub firmy. Po przemianach w 89. roku skończył się biletowy rynek koncertowy. Pieniądze publiczne i firmy kompletnie zdezorganizowały ten biznes. Bardzo ciężko jest w Polsce biletować koncerty, bo liczba darmowych imprez jest przytłaczająca. Widz musi mieć bardzo duży szacunek do artysty lub sam artysta musi mieć zasadę niekoncertowania za darmo. Myślę, że ustawodawca powinien precyzyjniej uregulować ten obszar. To był powód, dla którego wycofałem się z dużej aktywności w tym rynku. To nie przypominało już profesjonalnego reprezentowania artystów. Tym większy mam szacunek dla dużych wydarzeń biletowanych, do których zalicza się Open'er.

Jakie ma Pan pomysły na swoją karierę i firmę?

Będę chciał wykorzystać umiejętności zarządcze i produkcyjne, które nabyłem przez te lata pracy na rzecz telewizji. Nauczyłem się wiele na temat myślenia oczekiwaniami widza. Skupiłem się także na rozwijaniu własnych portali w internecie. To są różne aplikacje, w tym także związane z muzyką. Prowadzę też projekt związany z budową w Warszawie sali koncertowo-widowiskowej. To takie moje marzenie sprzed kilkunastu lat. Jedną z bolączek Polski jest brak odpowiednich obiektów średniej wielkości, tak aby dawały możliwość zarabiania na produkcji bądź sprowadzeniu wydarzeń muzycznych i teatralnych. Bardzo często organizuje się różne przedsięwzięcia, które okazują się sukcesem muzycznym, ale nie finansowym. Prawdopodobnie skończymy inwestycję w 2016 r. Szczegółów pozostałych projektów na razie nie chcę podawać.

W Polsacie odpowiadał Pan także za realizację m.in. programów typu talent show. Dlaczego są tak popularne?

Polski rynek rozrywki niczym w swoich głównych trendach nie różni się od innych. Było śpiewanie, tańczenie, gotowanie. Mimo że tematy są mocno wyeksploatowane, to cały czas programy tego typu przyciągają dużą liczbę widzów, a głównym powodem są emocje, które widzowie w tych formatach odnajdują, i bohaterowie, których losy śledzą. Wciąż jednak jest wiele formatów, które nie weszły do Polski, jak np. "Wyścig dookoła świata". Polskie stacje są dużo bardziej konserwatywne w podejmowaniu decyzji o zakupie nowego formatu. Powodem jest minimalizowanie ryzyka. Pewnym minusem jest również zbyt mała liczba formatów własnych, wymyślonych i wyprodukowanych w Polsce. Są rynki, na których ryzyko jest wkalkulowane w cenę programu. My wolimy za minimalizację ryzyka płacić w postaci fee za format zagranicznemu producentowi. Jest to obecnie popularna w Polsce strategia. Trzeba jednak zauważyć pewien trend, że widzowie wraz z powiększeniem liczby propozycji medialnych i łatwością dostępu do nich stają się coraz mniej cierpliwi i zbyt długa eksploatacja formatu może ich znacznie szybciej niż kilka lat temu znudzić.

Skąd w takim razie pomysł Polsatu na kolejną edycję „Tańca z gwiazdami“?

Jest logiczne uzasadnienie. To tak jak z filmami. Jeśli bardzo się kocha serial, to po kilku latach z przyjemnością do niego wracamy. Widocznie tak samo było z tym programem. Jest jednak także duże ryzyko, że widz nie zakocha się w tym programie po raz drugi tak samo intensywnie.


Czy myśli Pan o produkcji programów dla innych stacji?

Jest to jedna z możliwości, jaką rozważam. Dostałam także kilka propozycji z zagranicy. Polski rynek produkcyjny jest uważany za atrakcyjny pod względem stosunku jakości do ceny. Coraz częściej nasi specjaliści realizują projekty na rynkach zagranicznych, w tym np. w Chinach, we Włoszech, w Niemczech, na Ukrainie, w Belgii. Ja również mam takie doświadczenie. Jednak z powodów rodzinnych wolę skupiać się na projektach w Polsce.

Rozmawiała Joanna Dziwisińska

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.