Cudze chwalicie

Przykład spektakularnego sukcesu filmu "Ida" w reżyserii Pawła Pawlikowskiego jest dowodem na to, jak istotne dla każdego produktu o potencjale międzynarodowym są zagraniczne wyróżnienia.


"Ida” premierę miała półtora roku temu. Początki frekwencyjnie były smutne. Od października 2013 r. do 1 stycznia 2015 obejrzało go 119 tys. widzów i dostarczyło do kinowych kas 1,2 mln zł. Za to na film tłumnie ruszyli Francuzi, przed kinami ustawiały się kolejki, a w pierwszy weekend emisji film obejrzało pół miliona Francuzów.

Bomba z opóźnionym zapłonem


W Polsce do filmu podeszliśmy ostrożnie, nieufnie, bo ani to ekranizacja lektury, ani wysokobudżetowa historia o koszmarze powstania, ani trup się gęsto nie ściele, obraz jakiś taki wąski i do tego kolorów nie ma. Dopiero spektakularny międzynarodowy sukces, jakim okazał się Oscar, popchnął multipleksy do ponownego wprowadzenia filmu na ekrany. Rozpisały się gazety, nabrały rozbiegu po ogłoszeniu nominacji portale plotkarskie, wystartowali modowi blogerzy w wyścigu po propozycje kreacji dla Trzebuchowskiej.
"Ida” jeszcze wcześniej miała szansę szansę na dotarcie pod strzechy: kiedy posypały się europejskie i międzynarodowe nagrody filmowe, DVD z filmem w Empiku uzyskało status „bestsellera" w kategorii film. Dwukrotnie insertowany do gazet również miał szansę zawitać do domostw Polaków.
Zanim jednak do tego doszło, film przeszedł naprawdę długą drogę dystrybucyjną za granicą. Najlepiej "Idzie" wiodło się w USA, gdzie film miał swoją premierę 2 maja (choć początkowo wyświetlały ją tylko trzy kina). W ciągu pierwszego weekendu "Ida" zarobiła 55,5 tys. dol. Tydzień później kin było już 7, a weekendowe wpływy sięgnęły 85 tys. dol. W następnym tygodniu dołączyło kolejne 14 kin. Najlepiej było pod koniec czerwca, kiedy film zarobił 427 tys. dol. w ciągu tygodnia i był wyświetlany w 137 kinach. W sumie w USA "Ida" zarobiła 3,7 mln dol., czyli ponadtrzykrotnie więcej niż "W ciemności" Agnieszki Holland. Numerem jeden w USA spośród polskich filmów cały czas pozostaje tam "Europa, Europa" w reżyserii Holland (5,6 mln dol.).

Wielka Brytania, Hiszpania i Włochy również ciepło przyjęły film: tam produkcja zarobiła dwukrotnie więcej niż w ojczyźnie. W sumie emigracja kopii do 52 krajów pozwoliła na to, żeby film zarobił siedem razy tyle, ile wyniósł jego budżet (10,75 mln dol.). Skromnej, małomównej dziewczynie brodzącej w polnym błocie i po łódzkich kocich łbach udało się to, co nie było dane Wajdzie, Kawalerowiczowi, Holland, Antczakowi, Polańskiemu nawet. 

Idzie-my po Oscara

"Ida” to film i case marketingowy oparty na paradoksach. Chciałoby się powiedzieć: przez cierpienie do gwiazd, bo początki produkcji nie zapowiadały sukcesu. Producenci trafiali na mniejsze i większe problemy, był taki moment, że całość stanęła pod znakiem zapytania. Ostatecznie to produkcja polsko-duńska, za obrazem stoi łódzki Opus Film, powstanie scenariusza sfinansowała niezależna brytyjska Portobello Picture. Później firma musiała wycofać się z projektu. Za to scenariusz spodobał się w duńskim Instytucie Sztuki Filmowej, dzięki czemu całość dofinansował fundusz Rady Europy. Największą część wyłożył jednak Polski Instytut Sztuki Filmowej - 3 mln zł, czyli prawie połowę budżetu wynoszącego ogółem 6,2 mln zł. Ale ponieważ PISF jest instytucją publiczną wspierającą projekt, a nie koproducentem, to nie będzie zarabiał na filmie.
Widownię w Polsce "Ida" miała mierną, festiwalowe początki również nie napawały optymizmem: Wenecja filmu nie chciała, podobnie Locarno i San Sebastian. Dopiero Fipresci w Toronto sprawiło, że na wyciszoną polską produkcję udało się spojrzeć bardziej łaskawie.
Sytuację tego filmu najlepiej oddają słowa Pawła Pawlikowskiego, odbierającego nagrodę. Zrealizował offowy, kameralny, intymny film o ciszy i poszukiwaniu tożsamości. Oldskulowe czarno-białe zdjęcia, statyczna kamera, obraz 4:3 i operator Żal. Cyników aż korci, żeby odnieść to do symboliki miejsca polskiego kina w światowej kinematografii. W rezultacie nad wyraz skromna "Ida” znalazła się w centrum światowego hałasu, blichtru i błyskotek. 

Główną bohaterkę zagrała dziewczyna, która wystąpiła po raz pierwszy na ekranie. Deklarowała, że to jednorazowa filmowa przygoda, więcej nie chce. Mierziła ją atmosfera promocji, jazgot portali o modzie, komentujących, jak powinna była być ubrana na gali rozdania Europejskich Nagród Filmowych. Agata Kulesza i Agata Trzebuchowska na chwilę przed rozdaniem Oscarów w ich kategorii wyszły na korytarz (przed wyjazdem do Dolby Theatre nie wiedziały nawet, czy wejdą do sali). I w tym momencie ich film został nagrodzony. Krytycy i publicyści mówili o klątwie oscarowej. Tak, jakby wszystko przemawiało za tym, żeby ostatnie, co można zrobić z nagrodą, to się nią po prostu cieszyć.  
A teraz najważniejsze: niebywale symptomatyczna jest polska reakcja na Oscara, a w każdym razie nurt publikacji oskarżający produkcję o gloryfikację stalinowskiej zbrodniarki i utrwalanie przekonania o współudziale Polaków w zagładzie Żydów. Cieszyć się jednak należy z tego, że jakoś cały świat od Francji po Tajwan "Idę” zrozumiał.
Wszystko wskazuje na to, że kilkanaście miesięcy temu, niepostrzeżenie, rozpoczęła się w polskim kinie dobra passa. Począwszy od "Bogów" znakomicie przyjętych za granicą, przez napędzane modą na prozę Miłoszewskiego "Ziarno prawdy", aż po właśnie wchodzące na ekrany „Body/Ciało” Małgośki Szumowskiej (tak, Srebrny Niedźwiedź w Berlinie, nareszcie) - wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że polscy filmowcy złapali wiatr w żagle i płyną dobrze obranym torem. Oby tylko w domu na swoich się poznali.


Katarzyna Woźniak 590 Artykuły

Absolwentka polonistyki na toruńskim UMK ze specjalnością filmoznawczą. Na co dzień zdaje relacje z przesunięć na półkach rynku FMCG. Po godzinach - czytelniczka. Najbardziej lubi pisać o filmach i książkach, choć właśnie o nich pisze najrzadziej.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.