Uwaga, kryzys!

Już prawie rok minął od czasu, gdy branża zaczęła żyć kryzysem, który wybuchł na profilu marki Żytnia. To przykład, że nie warto zatrudniać osób bez doświadczenia. Bo cała sytuacja przyjęta na chłodno mogłaby obrócić cały kryzys o 180 stopni.

Kolejny zwykły post, który pojawił się w Facebooku. Zamiast kilku komentarzy i udostępnień stał się nagle obiektem ogólnonarodowej debaty nad stanem wiedzy młodych Polaków. Chwilę po publikacji post zaczął w ekspresowym tempie krążyć po internecie, a komentarze w stylu: Obraza Polski! Buraki! Kopnijcie się w głowę! dosłownie zalały profil Żytniej. Co marka mogła w tej sytuacji zrobić?

 Szans na sukces było wiele

Szkoda, że Żytnia nie wybrała drogi w wymiarze edukacyjnym. Głupie pomyłki można przecież przekuć w prawdziwy sukces, tym bardziej że pole do popisu, jeżeli chodzi o uhonorowanie czy nawet zwykłe przypomnienie sylwetek polskich działaczy podziemia jest olbrzymie. Żytnia mogła wziąć się w garść i zrobić zdecydowanie coś więcej, niż zamknąć swój profil, który od sierpnia zeszłego roku można uznać za wymarły. Lepszym wyjściem byłoby zdecydowanie spotkanie w samo południe z osobami pokrzywdzonymi, spojrzenie im prosto w oczy i wyciągnięcie ręki w geście przeprosin.

Najprostszym rozwiązaniem mogłoby być chociażby wsparcie organizacji, które pomagają dawnym działaczom Solidarności znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej. Choć to oczywiste rozwiązanie, nawet ono nie przyszło jednak nikomu do głowy. Prawdziwą sztuką byłaby jednak edukacja na najwyższym poziomie, dzięki której marka mogłaby nie tylko zmazać wszystkie swoje winy, ale również zyskać zainteresowanie, szacunek, a co za tym idzie - nowych potencjalnych klientów. Efekt zresztą jest tym większy, im bardziej widać skruchę, nawet jeżeli byłaby ona bardzo dobrze zaplanowana.

Nic nie stało na przeszkodzie, by w kampanię zaangażować chociażby młodego twórcę treści, który dokładnie wie, jak dotrzeć do odbiorcy. Można również rozpisywać się o możliwościach, jakie dałoby prowadzenie kampanii o zasięgu ogólnopolskim. Odwiedziny w szkołach, kampanie bannerowe promujące pamięć o historii i zapomnianych bohaterach.

 Robić wszystko, by nie powtórzył się przykład Tay

Z USA płynie przykład Tay, botu Microsoftu, który w marcu tego roku wytrwał na Twitterze zaledwie dzień, zanim stał się rasistą i fanem ideologii Adolfa Hitlera. Szybkiej deprawacji młodziutkiego bota dokonali przede wszystkim ludzie, których głównym celem było jak najszybsze pokazanie słabych stron sztucznej inteligencji chłonącej opinie twitterowiczów jak gąbka. Akcja udała się w sposób skuteczny i niezwykle widowiskowy. Wizerunek Microsoftu ucierpiał przy tym jedynie czasowo i raczej obyło się bez większych rykoszetów. Dziwi natomiast, że nawet pomimo braku bezpośredniej winy postąpiono w sposób zbliżony do Żytniej - projekt zamknięto, wycofano, a o całej sytuacji starano się zapomnieć.Kryzys na profilu Żytniej nie był wielkim trzęsieniem Ziemi. Niesmak pozostał jednak do dzisiaj. Czy musiało tak być? Zdecydowanie nie i do zmiany sytuacji wystarczyło naprawdę niewiele. Niestety, tak jak sztuczna inteligencja uczy się bardzo szybko, choć nie zawsze są to dobre wzorce, tak marki, jako w pełni świadome organizmy, mogłyby dla odmiany czerpać garściami z tych lepszych przykładów, które pokazują, że jeżeli samemu popełnia się błędy, warto się uczyć, by móc później uczyć innych.

 

Paweł Jarosz, Łukasz Wołek Eura7

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.