"Dunkierka" czyli za dużo wody
Wakacyjny "h(k)it kinowy" utwierdził mnie tylko w jednym - wierzę we wciąż rosnącą potęgę komunikacji marketingowej.
Potrafi ona bowiem wykreować wielce przeciętny obraz jako wielotygodniowy blockbuster z rekordami otwarć niezależnie od kraju i kontynentu.
Żal kinomana i entuzjasty batalistycznej historii
"Dunkierka" rozczaruje i powinna (abstrahuję od "życzliwych" wspomnianych powyżej) zarówno ten pierwszy, jak i drugi wymieniony w śródtytule target.
Zgadza się - z tą różnorodnością do czynienia mamy - tyle że do filmu nie wnosi ona właściwie nic odkrywczego. Te perspektywy ani razu umiejętnie się nie przecinają - ich wzajemne przenikanie to jedynie oczywiste momenty kiedy samoloty wpadają do wody...
Jeśli ktoś szuka w tym miejscu znacząco ciekawszego (choć "jedynie" dwuperspektywicznego spojrzenia na losy bitwy), polecam "Listy z Iwo Jimy" w reżyserii Clinta Eastwooda. Ten film powstał dekadę temu i ukazuje losy niewiarygodnie krwawej wojny na Pacyfiku w dwóch pełnometrażowych częściach. Jedna przedstawia walkę o Iwo Jimę ze strony obrońców, druga z perspektywy atakujących aliantów. Abstrahując od momentów hollywoodzkiego patosu, staremu kowbojowi w reżyserskim debiucie udało się tam w porównaniu z Nolanem prawie wszystko.
Nawet życzliwie nastawieni kinomaniacy z gry aktorskiej tudzież umiejętnie poprowadzonych w "Dunkierce" wątków narracyjnych nie zapamiętają dosłownie nic. Najczęściej zasłyszane komentarze "odczarowanych" już po pokazie widzów dotyczą wyjątkowej dbałości w odtworzeniu np. szczegółów umundurowania i uzbrojenia, ale coraz złośliwiej koncentrują się na zbliżeniach prześlicznego uzębienia, ponoć wycieńczonych Brytyjczyków, dla kontrastu umazanych ropą wyciekającą z tonących statków.
Dla entuzjastów i hobbystów batalistycznej historii "Dunkierka" stanowi rozczarowanie jeszcze większe. Ten wstydliwy dla brytyjskiego imperium epizod II wojny światowej (analizy historyków koniec końców wieńczy na ogół teza, że "dunkierski cud ocalenia" w gruncie rzeczy wynikał z... zadumy Hitlera, który słuchając porad astrologa, kompletnie niezrozumiałym dla wojskowych strategów rozkazem powstrzymał dalszą inwazję swych wojsk) można było jakoś obronić. Faktograficznie czy ideowo. Przecież te próby były czynione wielokrotnie i to często z sensem. Z tego nie ma nic. Nie ma ani jednego dialogu ani nawet mniej lub bardziej tendencyjnego opisu, który choćby w trzech zdaniach określił szerszy kontekst i odpowiadał na fundamentalne pytania: kiedy, kto z kim, dlaczego, co było potem? Od drugiej sceny (pierwsza też kompletnie niczego nie wyjaśnia) jesteśmy "rzuceni" na plażę z dziesiątkami tysięcy Brytyjczyków (i jednym Francuzem...), którzy karnie czekają na ewakuację do matecznika swego imperium.

Piotr Pokrzywa
9 Artykuły
Fascynat komunikacji. Zarówno tej miejskiej jak i marketingowej. W niedalekiej przyszłości zamierza się także zająć kolejnym obszarem - komunikacją międzyplanetarną tj. sięgnąć do gwiazd.
Komentarze
Artykuły powiązane