Mam to w portfolio

Prawdopodobnie (nie wiem tego) analiza badań dowiodła, że wszystkie jogurty smakowe to chwila zapomnienia i odcięcia od świata.

Trendy w reklamie to nic nowego, szczególnie w tych czasach, gdzie kampanie reklamowe są w zasadzie częścią życia kulturalnego na świecie. Ale w związku z ilością komunikatów wiele reklam pada ofiarą tych właśnie trendów i nawet korzystając ze słusznej idei topi się w odmęcie identycznych - aktualnie modnych - spotów.

Widziałem już kilka takich trendów. Różnych w różnych segmentach i kategoriach rynku. W ciągu zaledwie kilku lat, Danny De Vito, Chuck Norris, Antonio Banderas a nawet John Cleese i grono kilku innych, nie mniej poważnych graczy masowo namawiało do otworzenia konta. Nie wiem również z jakiego powodu w każdej reklamie piwa musieliśmy oglądać ujęcia wyrenderowanego/nakręconego (niepotrzebne skreślić) chmielu, niczym spod mikroskopu, zupełnie jakby zielone szyszki miały pobudzać nasze ślinianki a fani piwa na podstawie demo wybierali swoje ulubione w sklepie. Tak właśnie wygląda życie.

Prawdopodobnie (nie wiem tego) analiza badań dowiodła, że wszystkie jogurty smakowe to chwila
zapomnienia i odcięcia od świata. Stąd te wszystkie reklamy o młodej mamie, która przestaje
słyszeć wrzeszczące dzieci, lub dla odmiany o młodej bizneswoman, która przestaje słyszeć szefa-
szowinistę, którego jedynym celem jest ikoniczne dorzucenie jej stosu papierów na biurko. Jeżeli
ten stereotyp narodził się na focusach, to tym piękniej jest czytać komentarze zarzucające młodej
mamie pozostawienie dzieci bez opieki a młodej bizneswoman - bezczelność spożywania jogurtu
przy biurku.

Były pisane rapem piosenki dla soków owocowych dla dzieci, byli specjaliści (do dziś pamiętam
nazwisko specjalistki - laborantki zapewniającej o skuteczności kostek do ubikacji). Były wystudiowane przestrzenie zarezerwowane dla spożywki, były przeróbki filmów, były piosenki - dużo piosenek (w myśl idei opowiedz to za pomocą piosenki). W zasadzie wszystko już było więc byliśmy na to wszystko gotowi. Ale nie byliśmy gotowi na prawdę. Taką zwyczajną, codzienną prawdę. Tej nie spodziewał się nikt.

Kilka lat temu, wszyscy zainteresowani (marketer / kreatywny i nawet (!) konsument), zmęczeni plastikową, odrealnioną reklamą zwrócili się, nie, wróć, spotkali się z prawdziwym obrazem rzeczywistości bez retuszu. Teraz wyobraźmy sobie prawdziwy świat, prawdziwych pracowników tworzących prawdziwe produkty, które są naprawdę dobre. Tak, to nie są aktorzy. Oni naprawdę tak żyją. Ba, oni naprawdę coś potrafią! Ale super. Pokażmy to. I tak oto płynnie przeszliśmy od oczyszczającego zetknięcia z prawdą do zabrania jej dowodu osobistego, wywiezienia za granicę i ubezwłasnowolnienia dla naszych korzyści. Absolutnie nie dziwi mnie, że nagle, wszyscy razem tak bardzo zapragnęliśmy zwyczajności. Realnych obrazów - znanych z domu, pracy, z po pracy, obrazów, na które nie mamy ochoty zareagować agresją wywołaną ich odklejeniem od rzeczywistości. Ale mimo wszystko dziwi mnie z jaką łatwością zamieniliśmy skrajność na inną skrajność. Teraz bowiem każda marka stoi prawdziwym rzemieślnikiem. Zwykłymi emocjami. Historią tak nijaką, że może przypominać czyjeś życie. Już nie chcemy pracować w reklamie. Chcemy opowiedzieć prawdziwą historię. Prawdziwą (wymyśloną) historię piwa, orzeszków, supermarketu. W związku z tym, niemal dobroczynnie, obdarowujemy klienta dokumentami na temat jego produktu. Krótką formą o kruchym wafelku. Wybitnie nakręconą, krótką formą o kruchym wafelku. To dla nas ważne by odnaleźć odrobinę “wyższej” sztuki w tym brudnym sporcie. I ciężko nie przyznać przed sobą, że mając do wyboru fabułę a “zwyczajny”, 30-sekundowy spot być może nawet dzięki ambicjom wybierzemy to pierwsze.

Przy odrobinie szczęścia, zrobiłeś już taki spot. Serial o prawdziwej pasji. Może nawet branded
content. Serial o życiu dla producenta uszczelek. Albo sesję bez retuszu. Na komentarze “ale
przecież to jest po prostu brzydkie” odpowiadasz, że owszem ponieważ tak właśnie jest naprawdę. Jeżeli nie - czekasz na ten brief, który pozwoli Ci na moment wyjść z roli sprzedawcy by wejść w
rolę reportera.

A już za chwilę bardzo chętnie po raz kolejny zobaczę jak John Lewis przekonuje mnie do magii
świąt Bożego Narodzenia. Wymyśloną i nieprawdziwą reklamą. Serio, bałwany nie chodzą do
sklepów po rękawiczki na gwiazdkę.

PS. Mam kilka reklam o prawdziwej stronie życia w portfolio.

tekst: Bartłomiej Walczuk

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.