Nie taki gamer straszny

Według najnowszych badań 8 na 10 osób mijanych na ulicy zalicza się do grona graczy. Przemysł rozrywki elektronicznej ewoluował w ostatnich latach tak znacząco, że grają właściwie wszyscy - przekonuje Wojciech Daniłowicz, CTO w Imagine.

„Gamerzy to trudna grupa docelowa” − od dłuższego czasu takie stwierdzenie funkcjonuje w branży przy okazji wielu akcji marketingowych. Często staje się też swoistym usprawiedliwieniem dla gorszych niż zakładane wyników. Z czego to wynika? W jaki sposób można skutecznie zagrać z graczem w marketing i osiągnąć pożądany efekt?
 
Przez lata w naszej kulturze gracz był identyfikowany jako nastolatek niedostrzegający świata poza komputerem. Najczęściej chłopak, który nie ma kolegów (a tym bardziej koleżanek) − introwertyk z ławki dla kujonów w amerykańskiej stołówce szkolnej na przedmieściach. Prawda jest taka, że nie da się tej persony zdefiniować gorzej. 
 
Według najnowszych badań 8 na 10 osób mijanych na ulicy zalicza się do grona graczy. Przemysł rozrywki elektronicznej ewoluował w ostatnich latach tak znacząco, że grają właściwie wszyscy. Gracze w wieku 25–34 to najliczniejsza grupa, a większość z nich to aktywni zawodowo ludzie ze średnim lub wyższym wykształceniem, często posiadający własne rodziny. 
 
Dlatego warto poświęcić dłuższą chwilę na dokładne zbadanie konkretnej grupy odbiorców, do której ma trafić nasz przekaz. Tylko jej konkretna identyfikacja pozwoli nam dobrać odpowiednią formę komunikacji. Pamiętajmy też o tym, że gracz gier online, które w niektórych krajach zaliczane są do grupy sportów, nie jest tym samym graczem, co ten, który gra w gry mobilne na telefonie w drodze do pracy lub szkoły. 
 
Kolejna rzecz, z której trzeba sobie zdać sprawę, to fakt, że grupa ta jest bardzo świadoma technologicznie i marketingowo. Weźmy przykład popularne formy promocji z wykorzystaniem influencerów. Każda nieumiejętna próba lokowania produktu czy usługi jest natychmiast wychwytywana. Jeśli chcemy korzystać z tego modelu promocji, odpuśćmy sobie pisanie scenariusza, który miałby być przez influencera odczytany. Opowiedzmy mu o naszym produkcie lub usłudze, pomóżmy ją zrozumieć i pozwólmy, żeby w sposób dla siebie naturalny opowiedział o tym swojej widowni. Nawet jeśli ewidentnym będzie dla niej fakt, że twórca dostał za to pieniądze, to przyjmą to łagodniej i z większym zainteresowaniem.
 
Oczywiście, cały proces optymalizacji działań pod kątem tej konkretnej grupy docelowej jest zdecydowanie bardziej obszerny i wykracza poza ramy, które narzuca mi ten artykuł. Jednakże gorąco zachęcam do wypróbowania zarysowanej powyżej drogi. Warto odpuścić sobie wymuszone próby wpisywania się działaniami w mylny stereotyp, a zamiast tego pochylić się głębiej nad naszymi odbiorcami, posłuchać ich i zrozumieć. Wnioski dotyczące odpowiedniego sposobu komunikacji przyjdą same.
 
 Wojciech Daniłowicz, CTO w Imagine
Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.