Nowości książkowe: "Narodziny pigułki"
Jonathan Eig opisuje historię wynalezienia pigułki antykoncepcyjnej - "najważniejszego wydarzenia, odkąd Adam i Ewa zostali wygnani z raju".
Przy lekturze „Narodzin pigułki” najbardziej uderzyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, jak bardzo oddaliliśmy się mentalnie od tak przecież nieodległego czasowo świata, w którym kobiety MUSIAŁY rodzić kilkoro, a nierzadko i kilkanaścioro dzieci, czasami niemal jedno po drugim. Musiały, bo mężczyzna, pan i władca, nie pytał ich o zdanie, natomiast domagał się „spełniania małżeńskich powinności” na każde zawołanie. W tym świecie antykoncepcja była trudno dostępną łaską, zależną od woli lekarzy (na ogół mężczyzn), przeważnie dbających o to, by nie narazić się Kościołowi, który jakąkolwiek antykoncepcję poza tzw. kalendarzykiem małżeńskim (oczywiście zawodnym) uznawał za dzieło Szatana. Kilkanaście porodów dla kobiet o słabszej konstrukcji fizycznej oznaczało bardzo poważny uszczerbek na zdrowiu, a wręcz śmiertelne niebezpieczeństwo (opisy drastycznych przypadków znajdziecie w książce). Do tego dochodziły problemy materialne z wykarmieniem i odchowaniem tak licznej gromadki potomstwa. W tym świecie rola mężczyzny na ogół ograniczała się do zarabiania pieniędzy; obowiązki związane z gotowaniem, zmywaniem, praniem, prasowaniem i tak dalej praktycznie bez reszty spadały na kobiety, które miały je spełniać pokornie i z uśmiechniętą twarzą „wzorowej pani domu”. Jednak dla wielu z nich macierzyństwo okazywało się nie błogosławieństwem, ale koszmarem.
Ten świat opisywany w książce Jonathana Eiga to Ameryka Północna w latach 50-tych i 60-tych XX wieku. I tu miejsce na drugie fundamentalne zdziwienie towarzyszące lekturze „Narodzin pigułki”. Iluż korzystnych zbiegów okoliczności trzeba było, żeby drogi życiowe czwórki bohaterów tej książki przecięły się i żeby chęć dokonania przełomu w nauce połączyła się z wolą zmiany rzeczywistości społecznej, doprowadzając w rezultacie do stworzenia jedynego w historii lekarstwa, o którym mówiło się po prostu „pigułka”. Podtytuł książki – usunięty w polskim wydaniu – mówi bardzo wiele: „Jak czwórka bojowników wynalazła na nowo seks i wznieciła rewolucję” („How Four Crusaders Reinvented Sex and Launched a Revolution”).
Jeszcze w latach 50. spotkali się Margaret Sanger, założycielka ruchu na rzecz kontroli urodzeń i wielka orędowniczka prawa kobiet do przyjemności seksualnej oraz Gregory Pincus, naukowiec o IQ geniusza, wydalony z Harvardu za zbyt radykalne poglądy, wybitny specjalista od rozmnażania ssaków. W ciągu kolejnej dekady do grona „bojowników o postęp” dołączyli Katharine McCormick, arystokratka walcząca o prawa kobiet i zarazem właścicielka odziedziczonej po mężu fortuny, która w głównej mierze sfinansowała przełomowe badania i testy oraz lekarz ginekolog John Rock, głęboko wierzący katolik (do końca życia miał nadzieję, że jego kościół zmieni zdanie w sprawie antykoncepcji), przekonany zarazem że „wiara jest marną uczoną”. Razem dali kobietom do rąk pigułkę – potężny oręż, który uwolnił je od podległości mężczyznom i nieuchronności często niechcianego macierzyństwa, pozwalając zarazem odkryć na nowo przyjemność z seksu uprawianego kiedykolwiek go zapragną i nie łączącego się już obowiązkowo z prokreacją.
„Obecnie uważamy pigułkę antykoncepcyjną za codzienny element naszego życia. Jeśli jednak spojrzeć pół wieku wstecz, wydaje się wręcz niewiarygodne, że grupa odważnych, buntowniczych outsiderów: Sanger, Pincus, McCormick i Rock dokonała tak radykalnego przełomu – bez rządowych pieniędzy, bez specjalnego wsparcia ze strony koncernów farmaceutycznych. Wszystko mogło potoczyć się inaczej (…). Gdyby Pincus nie został zwolniony z Harvardu, gdyby nie chciał za wszelką cenę odzyskać reputacji i odbudować kariery, gdyby Sanger zmarła wskutek ataku serca albo gdyby nie zachowała walecznego ducha po ślubie z bogatym, statecznym mężczyzną, gdyby mąż Katharine McCormick nie pozostawił jej w spadku fortuny, gdyby testy kliniczne ciągnęły się dłużej, do czasu gdy Amerykanie dowiedzieli się o tragicznych skutkach zażywania talidomidu [środek nasenny oraz na poranne nudności, który – jak się okazało – powodował u kobiet w ciąży deformacje płodu], wówczas pigułka – której wynalezienie zostało nazwane przez Alberta Mohlera, przewodniczącego Seminarium Teologii Baptyzmu, najważniejszym wydarzeniem, odkąd Adam i Ewa zostali wygnani z raju, a przez pisarkę Mary Eberstadt „zasadniczym faktem” naszej epoki – mogła nigdy nie powstać” - konkluduje Eig.
Książka oparta na wielu latach badań archiwalnych i rozmów, co daje jej solidną podbudowę faktograficzną, nie przytłacza jednak nadmiarem szczegółów, narracja jest wartka i wciąga jak najlepsza fabuła. Czuć dobre dziennikarskie rzemiosło Jonathana Eiga, którego teksty ukazywały się m.in. w „New York Timesie” i „Wall Street Journal”, autora kilku innych książek, w tym biografii „Al Capone. Gangster wszech czasów”. Szkoda, że w polskiej edycji zabrakło ilustracji, a są one – jak sprawdziłem - obecne w wydaniu oryginalnym. Może dałoby się to zmienić przy wznowieniu, którego wydawnictwu szczerze życzę.
Tytuł: Narodziny pigułki
Tytuł oryginału: The Birth of the Pill. How Four Crusaders Reivented Sex and Launched a Revolution
Autor: Jonathan Eig
Tłumaczenie: Jan Dzierzgowski
Wydawnictwo Czarne
Data publikacji: 10 kwietnia 2019
Liczba stron: 392
Cena okładkowa: 49,90 zł
Specjalizuje się w e-commerce i nowych technologiach. Pracował m.in jako tłumacz i redaktor, przez ponad 5 lat przygotowywał codzienny serwis prasowy dla przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. Miłośnik muzyki klasycznej i jazzu.