Cena spokoju

Najpierw cash, a potem usługa. Nie należy dyskutować z facetem, który kładzie nam rurki z wodą w ścianie. Płatności. Dlaczego jedynie w branży, z którą związałem swoje życie, jest inaczej?

„Cash only” – taki napis wisiał kiedyś nad barem jednej z warszawskich knajp. Właściciel miał poczucie humoru i deklarację tę napisał na zdjęciu Johnny’ego Casha. Klienci nie protestowali. Obok lokalu był bankomat, cash można było zdobyć łatwo. W branży usługowej to ważne, aby obie strony kontraktu czuły się komfortowo.

Moje sąsiadki, które przychodzą do warzywniaka na rogu, pochylając się nad skrzynką wypełnioną okrojonymi kawałkami selera czy połówkami pietruszki, właśnie dlatego nie narzekają. Przychodzą tu po warzywa. I tak za chwilę je poćwiartują. Po co więc kupować całe? A te skrawki są przynajmniej tanie. Ponownie układ jest jasny, warunki współpracy – satysfakcjonujące.

W jednym i drugim wypadku istotny jest termin płatności. Ten w usługach nie podlega negocjacji. Nigdy. Ciekawe, czy część z Państwa domyśla się już, o czym za chwilę napiszę. I czy będzie mi to wybaczone. Może więc pozwolę sobie na kolejną anegdotę? Zanim pogrążę się zupełnie i wreszcie będę mógł tygodniami nic nie robić, bo będę do tego zmuszony przez brak zleceń.

Robimy właśnie remont. Proszę się nie śmiać. Ludziom czasem przychodzą do głowy bardziej zwariowane pomysły. Niektórzy decydują się wejść na K2. Zimą. My też dużo chodzimy, a to zamówić parkiet, a to jakiś kran lub szafę. Wszędzie słyszymy, że trzeba poczekać. Sześć lub osiem tygodni. Szanujemy to, ale płatności musimy dokonać wcześniej. Tu jest odwrotnie niż na bazarku. Najpierw cash, a potem usługa, ale nie należy dyskutować z facetem, który kładzie nam rurki z wodą w ścianie. Płatności. Dlaczego jedynie w branży, z którą związałem swoje życie, jest inaczej?

Przychodzi klient, zamawia u nas reklamę, reagujemy od razu, my agencje lub freelancerzy. Robimy wszystko, by była najlepsza. Niekiedy dzwoni się do nas w piątek wieczorem. Kampanię w poniedziałek musi zobaczyć centrala. I kiedy ja akurat odbieram taki telefon w ten piątek o 16.00, czuję się jak Batman. Właśnie wyświetlono Znak Nietoperza na niebie. Alfredzie, nie czekaj na mnie z kolacją i oddaj do Żabki jajka, śniadania też jeść nie będę. Zbrodnia, pościg, drobna kradzież, paniczu Wayne? Jeszcze nie wiem, dopiero siadam do pisania.

I będzie jak zwykle dobrze. Centrala wyrazi swoje uznanie. Gotham po raz kolejny zostanie uratowane. Bruce Wayne stanie ponownie na wysokości zadania. I tylko jeden szczegół w tej metaforze się nie zgadza. W tym wypadku Batman, pracując w nocy, zarabia po prostu na życie.

Kiedyś skorzystałem z tej przenośni, by opowiedzieć pani z warzywniaka, czym się zajmuję. Była ciekawa, dlaczego biorę zawsze tylko ziemniaki i pora. A potem czekam, aż mi zapłacą – trzy, cztery miesiące. Wszyscy czekamy. Taki urok. Pani Teresa śmiała się przez tydzień, ale codziennie dostawałem torbę koszteli. Gratis.

Niech mi ktoś to wyjaśni, mówiąc już poważnie, dlaczego tak się umówiliśmy? Kto się na to zgodził i czy byli przy tym świadkowie? Dzień dobry, ja w sprawie tej niezapłaconej faktury. Niestety szefa nie ma. Wyjechał. Jak to? Na trzy miesiące? Niezapłacona faktura za film oznacza, że cały zespół przy nim pracujący będzie bez cashu, opóźnienie w płatności za radiówkę zapewni zastrzyk adrenaliny tylko mi, ale na jedno wychodzi. Ktoś uznał, że tak jest dobrze. Zamówienie, usługa, brak wpłaty. W branży, która obraca milionami.

Poświęcamy swoje weekendy. Pracujemy non stop. Rozumiem, że tabliczki „cash only” nikt nie zaakceptuje, czy możliwa byłaby jednak deklaracja „cash now”? Czy to rozwiązanie w reklamie jest realne? Skąd biorą się te opóźnienia? Dlaczego czujemy się tak podle za każdym razem, gdy słyszę: czekamy na akceptację. To znaczy, że ktoś będzie to jeszcze weryfikował? Już po zakupie?

Oczywiście biję się w pierś i potępiam swoje myśli, to jest temat tabu i mało kto go porusza. Niemniej uważam, że kwestia ta jest warta podniesienia. W usługach obie strony kontraktu powinny mieć komfort. Nie wyobrażam sobie bowiem, żeby ktoś, idąc do Media Marktu, powiedział: poproszę ten telewizor, ale zapłacę, jak będę miał zgodę wszystkich. Nie, nie ten mały, poproszę ten większy.

Co to by było, proszę Państwa, gdybyśmy jutro wszyscy powiedzieli: nie. A może to zrobimy?

Tekst: Michał Majczak

Michał Majczak pracuje w reklamie od 20 lat. Nie lubi słów "senior" i "copywriter", z dwojga złego wybiera to drugie. Ceni sobie doświadczenie zdobyte w agencji PZL, a to oznacza dosyć specyficzne poczucie humoru i kilka znajomości na mieście. Pracował też w DDB Warszawa, co również podkreśla.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.