Po drugiej stronie tęczy

Jak daleko można się posunąć, by zdobyć uznanie odbiorców? Czy cel uświęca środki? Gdzie powinna kończyć się fikcja?

Przeczytałem ostatnio fascynujący zbiór opowiadań. Krótkich, trzymających w napięciu, z kapitalnymi dialogami. Szkoda, że ich autor nie pisze scenariuszy do polskich seriali. Przednia jest nie tylko zawartość tego tomiku, ale i geneza jego powstania. Autorowi było głupio. W swojej poprzedniej książce zmyślił, że opowiadania takie istnieją. Było mu to potrzebne, by rozwinąć jakiś wątek fabularny. Decyzja była właściwa. Powieść sprzedała się dobrze. Autor nie spał jednak po nocach. Nabrał czytelników, a to nieładnie. Oczywiście wszystko inne w tej powieści, oprócz jednego małego kota, którego i tak nikt nie zauważył, również było zmyślone, ale książka to książka. Autor nie spoczął, dopóki tomik ten nie znalazł się w księgarniach naprawdę. Swoiste poczucie odpowiedzialności. I chociaż każdy na takie historie patrzy z przymrużeniem oka, mogą stać się one punktem wyjścia do rozważań niekoniecznie literackiej natury.

Jak daleko można się posunąć, by zdobyć uznanie odbiorców? Czy cel uświęca środki? Gdzie powinna kończyć się fikcja? Przecież większość z nas, czytających „Media Marketing Polska”, żyje z nią na co dzień. „Dlaczego powinieneś zaufać numerowi dwa pośród wypożyczalni samochodowych? Bo numer dwa musi starać się bardziej”. Królowa Elżbieta wśród haseł. Słodkie kłamstwo oparte na pozorach prawdy. Uwierzą w nie ci, którzy nigdy nie próbowali dobiec do mety jako pierwsi.

Takich słodkich kłamstw dopuszczamy się często. Pal sześć, jeśli stosujemy je po to, by zrobić wrażenie na konsumentach. Za to płacą nam klienci. Czy wypada to jednak robić sobie? Wewnątrz reklamowego środowiska?

Czytając o wspomnianych wyrzutach sumienia, pomyślałem o konkursach reklamowych. Wiemy, że są potrzebne. Zapewniają prestiż i krótsze rozmowy w sprawie pracy. Zawsze traktowałem je jednak jako zjazdy rodzinne, podczas których kilku krewnych ma szansę pochwalić się tym, jak dobrze sobie radzi na emigracji. Około północy okazuje się, że to w ich ogródku Rami Malek uczył się podlewać pomidory tak jak Freddie Mercury. O, tu nawet jest zdjęcie. Trochę niewyraźne. Pomidory zasłoniły Malka.

Sami Państwo powiedzą – nie bywa tak czasem? Taka na przykład tęcza. Ta niezniszczalna. Proszę mnie dobrze zrozumieć, wszystko to, co tęcza symbolizuje, jest mi bliskie. Tematem tych rozważań jest zasadność fikcji w działaniach promujących nasze firmy, a nie walka o prawo do godnego życia dla wszystkich. Pokazaliśmy im, prawda? Wszystkim naziolom i kolesiom, którzy noszą koszulki Armaniego, wygrażając jednocześnie społeczności LGBT. Środkowy palec. To nic, że żadnego z nich akurat w pobliżu nie było. Rozpaliliśmy wielki wspólnotowy ogień, sprytnie na kropelkach rosy i w poczuciu rzetelnie wykonanej pracy rozeszliśmy się do domów. Jak zwykle po planie zdjęciowym.

Co za bzdura, powie wielu. Wydarzenie to odbiło się głośnym echem medialnym, zebrało tysiące entuzjastycznych komentarzy. I co ma duże znaczenie, wygrało konkurs reklamowy. Tak jak wiele podobnych materiałów filmowych. Często wygrywa ten rodzaj precyzyjnie zaplanowanej nieprawdy. Podczas rozdania Oskarów także. „Rain Man”,„Filadelfia”, „Blask”, „Piękny umysł”. Kto by przeszedł obok nich obojętnie?

I znów, powie ktoś, a cóż w tym złego? Akcje, które na konkursach reklamowych zwyciężają, dotyczą tematów ważnych, promują postawy społecznie pożądane. OK, właśnie dlatego o tym piszę. Wszystko przecież można zrobić lepiej, a niedobrze jest się budzić w środku nocy z wrażeniem, że czegoś się nie dokończyło. I nie była to kolacja.

W mojej sypialni obok wspomnianego tomiku opowiadań leży książka Stanisława Lema. Ta z recenzjami nigdy nienapisanych książek. Wydawnictwo Literackie, tworząc w latach 80. nową serię dzieł zebranych autora, połączyło ją z tytułem drugim. Codziennie więc widzę te cztery słowa. Doskonała próżnia. Wielkość urojona. A Państwo co widzą?

Tekst: Michał Majczak

Michał Majczak pracuje w reklamie od 20 lat. Nie lubi słów "senior" i "copywriter", z dwojga złego wybiera to drugie. Ceni sobie doświadczenie zdobyte w agencji PZL, a to oznacza dosyć specyficzne poczucie humoru i kilka znajomości na mieście. Pracował też w DDB Warszawa, co również podkreśla.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.