Kłam Pinokio, kłam

Perfekcyjnie przygotowane do wywiadu opisują swoje życie zdaniami, które znają z reklam lub seriali. Lubią książki, chodzą do kina albo na przedstawienie córki do domu kultury.

– Może jeszcze zupy? Widzę, że panom smakuje – policzki pani Barbary płoną z przejęcia. Pomidorowa jest rzeczywiście dobra, ale czeka nas jeszcze drugie danie. Kotlety schabowe z ziemniakami. Za dokładkę więc grzecznie dziękujemy. Nie mamy się tu objadać, tylko pytać. Tego oczekuje klient, który to spotkanie zaaranżował.

– Pójdziecie tam sami na kilka godzin – wyjaśnił – bez naszego moderatora. Wam nasze konsumentki powiedzą więcej. Pytajcie o wszystko, o nasz ketchup także, ale między wierszami. – A proszę nam zdradzić, jak to u państwa jest z telewizorem? – pyta więc kolega, siorbiąc gorącą kawę po turecku. Ja w tym czasie zachwalam sernik. Sklepowy, niestety. Wczoraj nie miała jak upiec, ale robi go często. Jak jej mama. A telewizor? Włączają go rzadko, czasem w niedzielę. – Wiecie, panowie – kołysze wdzięcznie ramionami – my to lubimy ruch. O, z małym w piłkę pograć. Pobiegać tu nad kanałkiem albo w parku. Z rowerów to się nie schodzi. 

Nos naszej gospodyni zaczyna opierać się o moje czoło. W jej malutkiej kuchni zamiast piekarnika jest mikrofalówka. Z tym tradycyjnym sernikiem byłby więc kłopot. Pół ściany w malutkim salonie zajmuje za to płaski ekran telewizora. Przed nim ława przykryta stertą programów telewizyjnych i trzyosobowa sofa. Oklejony taśmą, wysłużony pilot i duża miska wafelków w czekoladzie. Towarzysze leniwych popołudni.

A jednak lubiliśmy to, co pani Barbara opowiada. Rano ćwiczy, po pracy biega. Mąż majsterkuje, uwielbia owoce i warzywa. Syn dużo czyta i nie znosi słodyczy. Przed wakacjami planują wziąć psa ze schroniska. Z chomikiem nie wyszło, od początku był jakiś taki smutny. Po każdym zdaniu czekamy na głos lektora i opakowanie z produktem. Truman show. U kolejnych pań, a pyszne schabowe jemy przez cały tydzień, jest podobnie. Perfekcyjnie przygotowane do wywiadu opisują swoje życie zdaniami, które znają z reklam lub seriali. Lubią książki, chodzą do kina albo na przedstawienie córki do domu kultury. – Smarkula zawsze miała dryg do tego aktorstwa. Pani Jadwiga wychodzi na balkon. Przeprasza, rzadko pali, ale tacy goście to  duże przeżycie. Trzy otwarte paczki papierosów leżą obok popielniczki na stole. – Jesteśmy w środku excela – mówi cicho mój kolega – na slajdzie czwartym. Ma zmieloną kawę na zębach. Pani Jadwiga, tak jak wszystkie nasze rozmówczynie, nigdy nie pije rozpuszczalnej. Ceni sobie wyższą jakość. Na jej nosie też moglibyśmy powiesić pranie. Slajd numer cztery. „Idealny obraz naszej konsumentki”.

Przypomniałem sobie o tym w tramwaju. Wczoraj. Pasażerowie gapili się znudzeni w ekrany swoich smartfonów. Kieszonkowiec amator próbował ukraść diamenty z gry jednego studenta. Nad siedzącym nastolatkiem wisiała starsza pani, trącając go rytmicznie torbami z Biedronki. Młoda, z paznokciami w esy-floresy, powierzała głośno białym kabelkom w uszach swoje tajemnice. W przegub tramwaju wcisnął się sprytnie zmarznięty grajek. Jego akordeon stukał rytmicznie o poręcz. Grajek pochrapywał sobie „Pałacyk Michla”. Tylko to potrafił. Jeden złorzeczył, drugi tylko się wykrzywił. Motorniczy trzymał od minuty przycisk z dzwonkiem alarmującym samochody. Mała dziewczynka kopnęła mnie w kostkę. Słusznie. Przycisnąłem ją do ściany popchnięty przez parę z pieskiem. Przeszli po mnie jak czołg. Piesek był rudy. Jakaś dziewczyna krzyczała do drugiej, że ta Tokarczuk trudna. Tyle wątków na raz i w dodatku wszystko dzieje się przed wojną.

Wspaniale, że nie mamy samochodu, nie alienujemy się i codziennie się z tymi naszymi konsumentami wygniatamy. Gdyby nie to, pisalibyśmy teksty i skrypty dla pań ze slajdu czwartego. O typowych polskich mieszkaniach, przestronnych, jasnych. I wyciszonej bohaterce, która o poranku wychodzi z sypialni, mija pokój dzieci w śnieżnobiałych piżamkach wtulonych w futro czyściutkiego labradora, a w nowoczesnej kuchni zastaje męża z filiżanką kawy. Dla niej. O tak, życie potrafi być piękne. Prawda, pani Barbaro?

Tekst: Michał Majczak

Michał Majczak pracuje w reklamie od 20 lat. Nie lubi słów "senior" i "copywriter", z dwojga złego wybiera to drugie. Ceni sobie doświadczenie zdobyte w agencji PZL, a to oznacza dosyć specyficzne poczucie humoru i kilka znajomości na mieście. Pracował też w DDB Warszawa, co również podkreśla.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.