Umowa śmieciowa

To już siódmy felieton, który piszę dla "Media Marketing Polska". Niechże się wreszcie z czegoś ucieszę. Koniec z reklamozą w moim mieście.

Zauważyli Państwo? W całej Warszawie wymieniono pojemniki na śmieci. Przepraszam. Chyba niepotrzebnie zwracam się tu tylko do warszawskiej części czytelników. Jestem przekonany, że podmiany takiej dokonano także w innych miastach Polski. Potrzeba czasu. Stare, wysłużone kontenery, do których wysypywaliśmy zawartość plastikowych wiaderek wyścielonych „Sztandarem Młodych”, wymieniono na nowe. Kolorowe. Serce rośnie. Wreszcie zaczniemy segregować śmieci jak ludzie. Cywilizowani. Rzym w miejsce barbarium. To nic, że tamte germańskie pojemniki mieściły się w altankach, w miarę czystych, otoczonych popielatym murkiem, a ten nowy komplecik stoi obok, na środku chodnika, bo w altance się nie mieści. Przyszło nowe i trzeba przymknąć oczy na zmiany w krajobrazie miejskim.

Śmieci wysypują się na chodnik, kruki i wrony – te od Żeromskiego i Stachury –  szaleją ze szczęścia, a dzieciaki mają co kopać, jak już uda im się wyrwać z samochodu rodziców. Fuj, to jednak nie było jabłko. Warszawscy radni śmieciami zajęli się przed Bożym Narodzeniem. Słusznie. Gdzieś te niechciane prezenty składować trzeba. Teraz przyszedł czas na reklamy. Po wielu latach urzędniczych przepychanek i walk wreszcie jest: uchwała krajobrazowa regulująca zasady umieszczanie reklam w przestrzeni Warszawy. Ogłoszona triumfalnie jak wjazd Kleopatry do Rzymu. Cieszą się wszyscy, mam nadzieję, bo będzie piękniej. Wreszcie znikną z naszego krajobrazu wielkoformatowe płachty na budynkach. Ludzie nie będą już mieszkać w gigantycznych ustach lub oku jakiejś modelki. O, zobacz, nasze okna są tam, gdzie jest ten biustonosz. Starsze panie ze swoich balkonów znowu zobaczą ulicę. I te kolorowe pojemniki otoczone chmarą kruków i wron, o których już wspominałem.

Ale dajmy spokój narzekaniom. To już siódmy felieton, który piszę dla „Media Marketing Polska”. Niechże się wreszcie z czegoś ucieszę. Koniec z reklamozą w moim mieście. Na marginesie dodam, że nie jestem pewien, skąd wzięło się w ratuszu to słowo. Reklamoza, tak jak psychoza, czyli facet z nożem tnący, gdzie popadnie. Jak koza, która wejdzie wszędzie i wszystko zeżre czy skleroza, stan, w którym zapominamy o istnieniu innych. Nieważne. Nie traćmy czasu na rozważania, skoro już jej nie będzie. Czytajmy uchwałę. Budynki w Warszawie przestaną odgrywać rolę wieszaków na reklamy. Największe billboardy będą dopuszczone głównie przy dużych trasach wylotowych z miasta. Ogromne i migające wyświetlacze znikną. Brzmi dobrze. Reklam nie będzie można umieszczać na pomnikach, kapliczkach i wodotryskach. Też nieźle, chociaż lubiłem te dni, w których ktoś ubrał Mickiewicza w koszulkę z napisem reklamującym pewien dokument. Na wiatach przystankowych dopuszczane będą citilighty.

Znakomicie. Jako osoba nieposiadająca samochodu poruszam się komunikacją miejską. Bez citylightów nie miałbym jak czytać książek po zmierzchu. Ogrodzenia miejskie muszą być przezierne. Tu nie wiem. Żal mi trochę tych urzędników w bankach, którzy będą jeść kanapki w porze lunchu. Głupio tak jakoś żuć sałatę, gdy wszyscy patrzą przez siatkę. Uchwała. Nie sposób przeanalizować wszystkich jej punktów. Wygląda jednak na to, że rzeczywiście może być ładniej. Martwi mnie tylko jedno. Reklamodawcy mają od 2 do 5 lat. Nie na to, by uchwale się podporządkować. Okres dostosowawczy, ładne określenie. Mają oni tyle czasu, aby wymyślić, jak te nowe przepisy obejść. Bo system kar i regulacji nikogo nie zatrzyma. Albo sami to wieczko od pojemnika po jogurcie przed wyrzuceniem do kosza oddzielimy, albo... Ciekawe, ile agencji już nad tym pracuje.

Tekst: Michał Majczak

Michał Majczak pracuje w reklamie od 20 lat. Nie lubi słów "senior" i "copywriter", z dwojga złego wybiera to drugie. Ceni sobie doświadczenie zdobyte w agencji PZL, a to oznacza dosyć specyficzne poczucie humoru i kilka znajomości na mieście. Pracował też w DDB Warszawa, co również podkreśla.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.