Żeby robić fabuły, trzeba robić reklamy

O branży produkcyjnej, pracy w czasach pandemii i możliwościach polskich studiów na arenie międzynarodowej rozmawiamy z Magdaleną Widuch i Rolandem Lewińskim ze studia Coloroffon.

"Media Marketing Polska": W waszym portfolio można znaleźć produkcje takie jak "Hejter", ale też te zrealizowane dla Żabki, Orlenu czy Wedla. Jak podchodzicie do produkcji filmowych, a jak do reklamowych? Czym różni się praca przy takich projektach?
 
Magdalena Widuch: Oba światy różnią się pod względem samej natury pracy, musimy więc podchodzić do projektów bardzo dynamicznie i przy tym elastycznie. Filmy są przedsięwzięciami długoterminowymi, natomiast reklamy cechują się krótkimi terminami realizacji, dlatego też pieniądze, stres i zaangażowanie rozkładają się w różny sposób w zależności od rodzaju projektu. Ogromne znaczenie ma też sama długość realizowanych materiałów, gdyby porównywać je jedynie pod względem czasu, to w jednym filmie pełnometrażowym mieści się ponad 200 reklam. Dzięki odpowiedniemu balansowaniu pomiędzy filmem a reklamą staramy się zachować równowagę psychiczno-estetyczną. Po długim projekcie fabularnym warto czasem podjąć się kilku reklam, które dają znacznie szybszą satysfakcję z zakończenia pracy, natomiast po serii stresujących emisji reklamowych dobrze jest móc obcować ze sztuką. Poza tym nie czarujmy się, na polskim rynku z przyczyn finansowych właściwie nie ma innej drogi – żeby robić fabuły, trzeba robić reklamy.
 
Roland Lewiński: Te dwa światy są także skrajnie różne od strony artystycznej, nie tylko produkcyjnej. Wymagają zatem zgoła innych predyspozycji i innego doświadczenia. Reklama działa szybko, stawia na dopracowanie obrazka i mocne efekty, ale to ostateczny przekaz i jego odbiór są najważniejsze. W filmie natomiast cała magia tkwi w dopasowywaniu do siebie mnóstwa szczegółów, nawet tych, które niekoniecznie zostaną dostrzeżone. Film pozwala na dłuższą pracę twórczą i więcej ekspresji, natomiast reklama stawia krótkoterminowe wyzwania i daje szybsze poczucie spełnienia. Warto jest znać oba światy, bo zdecydowanie ułatwia to pracę na każdym froncie.
 
Czyli produkcje reklamowe finansują możliwości długometrażowe domów produkcyjnych i postprodukcyjnych?
 
M.W.: Tak, jest to nawet konieczne, mimo wielu różnic między specyfiką pracy nad tymi projektami. Najważniejsza różnica leży w szeroko rozumianym czasie. Produkcje reklamowe są krótsze i mają krótszy termin wykonania, co oznacza również mniej dni zdjęciowych, szybsze zakończenie montażu itd. Przy tego rodzaju projektach pędzi się w pracy od początku po sam koniec. Filmy fabularne cechują się natomiast inną dynamiką – są momenty, kiedy pracy jest za dużo, ale są też okresy oddechu, w których istotniejsze jest to, aby artyści w spokoju wypracowali zamierzony efekt końcowy. Zazwyczaj praca jest rozplanowywana w dłuższym horyzoncie czasowym, dlatego też można ją lepiej podzielić, a ujęcia, które wymagają szczególnej dozy atencji, mogą ją otrzymać odpowiednio rozplanowaną w czasie. Reklama ma szybszy termin emisji, tak więc praca jest bardziej rygorystyczna, skrupulatna i trzeba w niej podejmować bardziej odpowiedzialne kroki ze względu na presję czasową. Mając doświadczenie w obu dziedzinach, staramy się wykorzystywać dobre, wypracowane praktyki branżowe i przekładać je na projekty o innej naturze.
 
R.L.: Dużo też zależy od samych projektów. Pod względem kreatywnym reklamy bywają nawet większym wyzwaniem niż niektóre filmy, a jakościowo niektóre z nich w najmniejszym stopniu nie odbiegają od filmowych standardów, wręcz przeciwnie – w reklamie nawet częściej sięga się po rozwiązania efektowe. W mojej pracy główną, odczuwalną różnicą są ograniczenia czasowe. Projekty fabularne mają nieco dłuższy proces akceptacji materiałów i zostawią więcej pola do wprowadzania gruntownych zmian wynikających z rozwoju koncepcji np. w trakcie montażu. Oczywiście nie zawsze są one możliwe, ale często wprowadza się je dla podwyższenia jakości lub czytelności ostatecznego obrazu. W przypadku reklamy zazwyczaj nie ma na to czasu, a pomysł, z którym wchodzi się do etapu realizacji, jest już w zasadzie zamknięty.
 
M.W.: Na ten moment dokładnie tak to wygląda. W szczególności jeżeli rozmawiamy o postprodukcji i filmach efektowych. Reklamy przynoszą szybsze zyski i pozwalają zapewnić bieżący obrót finansowy. W przypadku fabuł poziom zaangażowania zespołu jest bardzo wysoki, ale rozpięty w długim przedziale czasowym, przez co nie sposób utrzymać studia wyłącznie z pracy nad filmami fabularnymi. Dodatkowo mnóstwo producentów poszukuje koprodukcji, co oznacza zwiększone ryzyko finansowe i odroczenie potencjalnego zysku dopiero na sam koniec produkcji. Czy tak musi być? Czy to konieczność? Finansowo – tak, ale czy obecny stan przeszkadza pod innymi względami? Zachowanie równowagi pomiędzy przychodami z realizacji projektów reklamowych i filmowych jest w pewnym zakresie zdrowym układem. Proszę sobie wyobrazić pracę non stop przy jednym projekcie przez dwa lata albo odwrotną sytuację – życie w nieustannym stresie związanym z krótkimi terminami oddania. W przypadku obu ekstremów bardzo pożądana jest zmiana. W naszym studio staram się, aby moi pracownicy mogli odświeżać sobie głowy dość regularnie, bo z własnego doświadczenia wiem, że wpływa to na efektywność i motywację do pracy.
 
Dlaczego w Polsce nie można utrzymać się wyłącznie z pracy nad projektami filmowymi?
 
M.W.: W kontekście postprodukcji nie da się utrzymać wyłącznie z pracy nad projektami filmowymi z dwóch podstawowych przyczyn. Po pierwsze, na rynku panuje dość duża konkurencja wśród domów postprodukcyjnych w stosunku do liczby produkcji, które powstają w ciągu roku. Trudno więc, aby ktokolwiek utrzymywał się tylko z jednego rodzaju biznesu. Po drugie, nasze rodzime produkcje niestety zazwyczaj nie mają pełnego finansowania. Efekty specjalne i animacje, choć dodają jakości, unikatowości i pozwalają na przeprowadzenie widza przez niezwykłe światy, to jednak wiążą się z dużym nakładem pracy i czasu. Stąd też rzadko powstają takie filmy jak „Sala Samobójców. Hejter” czy „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, które korzystają z tylu rozwiązań postprodukcyjnych.
 
Coloroffon jest koproducentem "Hejtera". Jak zareagowaliście na informację o zamknięciu kin tuż po jego premierze?
 
R.L.: Był to dla nas dość bolesny cios. Przewidywaliśmy różne utrudnienia losowe, ale podczas całej produkcji nikt nie spodziewał się, że tuż po premierze zostaną odgórnie zamknięte wszystkie kina. Dyskusja na ten temat pojawiła się w środowisku branżowym już wcześniej, jednak chyba nikt nie chciał do końca wierzyć w skalę wydarzeń na świecie, póki nie stały się naszym życiem codziennym. Większość osób pracujących przy filmach fabularnych to miłośnicy kina, specjaliści i artyści, więc na płaszczyźnie prywatnej ciężko nam znieść fakt, że po prostu nie ma dostępu do naszego ulubionego medium.
 
M.W.: Pod względem biznesowym jest to o wiele bardziej skomplikowana sytuacja. „Sala Samobójców. Hejter” to film finansowany z prywatnych źródeł, ukłon w stronę niezależnego kina, które udowadnia tym samym, że da się w Polsce robić efektowe filmy o dużym zasięgu bez dotacji państwowych. Jest to ogromny sukces, leżący pod stronie producentów, Wojtka Kabarowskiego i Jurka Kapuścińskiego, którzy nas zaprosili do realizacji „Hejtera”. Jednak żeby osiągnąć ten efekt i pełnię swojego wydźwięku, film musi dostać szansę na to, aby pochłonąć widzów, oczarować, a nawet zwyczajnie się obronić przed sceptykami. Bez kina ta możliwość została niestety mocno okrojona. „Hejter” porusza też bardzo istotne zagadnienia, które teraz są jak najbardziej na czasie – internetowy hejt i ilość fałszywych informacji stały się naszymi codziennymi towarzyszami. Bardzo niefortunnie się złożyło, że taki rodzaj dzieła, o takiej tematyce, musi akurat zaczekać na lepsze czasy. Jedyną otuchą jest fakt, że żyjemy w czasach cyfrowych, więc nasza „wirtualna taśma” mogła trafić do salonów widzów dzięki platformom VoD.
 
Film "W lesie dziś nie zaśnie nikt" miał swoją wymuszoną premierę na Netfliksie. Czy epidemia koronawirusa może się przyczynić do zmian sposobów konsumpcji treści filmowych w Polsce?
 
M.W.: Myślę, że na to jest jeszcze za wcześnie, odbiór w kinie mocno odbiega od oglądania w domowych warunkach. W szczególności jeżeli mówimy o filmach efektowych – sama wiem, jak inny jest odbiór efektów, nad którymi pracuje mój zespół na ich monitorach, a jak inaczej się go przeżywa na dużym ekranie. Tak już jest ze sztuką, można ją konsumować i można przeżywać. Do tego drugiego potrzebne są odpowiednie warunki.
 
R.L.: Sądzę, że to pytanie jest na czasie, nawet pomimo obecnej sytuacji. Miłośnikom kina, tak jak Magda wspominała, i tak nic nie zastąpi faktycznego przeżycia, ale pewnie coraz większa liczba widzów postawi na wygodę własnej kanapy ponad wyższą jakość obrazu i dźwięku w wersji kinowej. Warto też zwrócić uwagę na trendy światowe i choćby zeszłoroczne produkcje Netfliksa, które krótko po premierze kinowej były od razu dostępne na platformie w sieci. Proces przenoszenia kina do domu zachodzi już od lat, ale to chyba nie jest jeszcze żaden punkt zwrotny, nawet pomimo świetnych wyników finansowych Netfliksa za I kwartał 2020 r. i znakomitych prognoz na kolejne trzy miesiące. Czy po otwarciu kin, do którego dojdzie w ciągu kilku miesięcy, ta tendencja się utrzyma? Trudno powiedzieć. Spodziewam się jednak, że duży procent spośród nowych subskrybentów usług streamingowych pozostanie przy tej formie konsumpcji filmu. Być może za jakiś czas dojdzie do sytuacji, która ma miejsce w przypadku muzyki – filmy, czy seriale będziemy masowo oglądać na tabletach, czy telewizorach, zaś na te wybrane, na które długo czekamy, będziemy chodzić do kin.
 
Rozmawiała: Katarzyna Kacprzak
 
Cały wywiad dostępny jest w nowym wydaniu "Media Marketing Polska". Do pobrania  tutaj.
Katarzyna Kacprzak 706 Artykuły

Zajmuje się agencjami reklamowymi i eventowymi. Ma na oku studia produkcyjne i branżę OOH. Gdyby mogła wybrać byłaby kopistką w Bibliotece Aleksandryjskiej.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.