Fejk czy nie fejk?

Jak nie zostać ofiarą dezinformacji - podpowiada Adam Kurzejewski, Head of Buzz Marketing, Euvic Buzz (Euvic Performance).

Dezinformacja. Spotykamy się z nią, często nieświadomie, właściwie codziennie, przeglądając social media czy czytając publikacje. Fake newsy pojawiają się tak naprawdę na każdy temat. Niestety, ale musimy pogodzić się z faktem, że w mediach i internecie otaczają nas kłamstwa. Powinniśmy starać się przed nimi bronić, tym bardziej w sytuacjach, kiedy tuż za naszą wschodnią granicą toczą się walki zbrojne, które są mocno wspierane działaniami dezinformacyjnymi, prowadzonymi m.in. w Polsce. To właśnie na obecnej sytuacji postaram się skupić w tym tekście.

Chcąc zrozumieć skalę tych działań, wystarczy spojrzeć na dane, które podał Instytut Badania Internetu i Mediów Społecznościowych. Według Instytutu w dniach 1-2 marca 2022 r. w polskich social mediach pojawiło się 120 tys. prób dezinformowania, co stanowi wzrost o 20000% względem dwóch pierwszych dni lutego b.r. Żeby zachować rzetelność, warto również zauważyć, że 7 marca ten sam instytut zaobserwował spadek liczby fejkowych informacji. Czy oznacza to jednak koniec działań dezinformacyjnych? Według specjalistów - nie. Jest to jedynie koniec pierwszej fazy.

Dlaczego jednak prowadzona przez Rosję dezinformacja jest tak niebezpieczna? Przede wszystkim dlatego, że ma na celu destabilizację sytuacji w kraju i na granicy. Nie są to jedynie działania, które mają ocieplić wizerunek przywódcy Rosji i narodu rosyjskiego, a takie, które mają doprowadzić do zmiany optyki u Polaków. Mamy nie traktować Ukraińców jak osoby uciekające przed koszmarem wojny, a jak bandytów, którym nie należy się żadna pomoc. Łatwo sobie wyobrazić co działoby się obecnie w Polsce, gdyby te działania były wysoce skuteczne, a pomoc zamieniłaby się w przemoc. Wystarczy odwiedzić niektóre grupy na Facebooku, gromadzące często po kilkanaście tysięcy osób, aby zobaczyć, jak te działania prowadzone są w praktyce i jak podatne na nie jednostki wzajemnie się podburzają i szerzą dalej dezinformację i nienawiść. Włos jeży się na głowie…

Warto zwrócić jednak uwagę, że nie tylko Rosja prowadzi politykę dezinformacyjną. Informacje nieprawdziwe pojawiają się również na korzyść strony ukraińskiej. Warto przypomnieć na przykład informację o śmierci obrońców Wyspy Węży, którzy, jak się później okazało, przeżyli, ale zostali wzięci do niewoli. Przywołuję ją nie po to, żeby pokazywać ofiary tej wojny, jako siejące kłamstwa, ale żeby zadać tu jedno ważne pytanie: czy dezinformacja może mieć też inne oblicze? Jest to pytanie bez jednoznacznej odpowiedzi - z jednej strony jest to kolejny fejk zaburzający rzeczywistość z drugiej jednak ciężko winić atakowany kraj za to, że tworzy bohaterów i podnosi morale swoich obywateli, pokazując bohaterską postawę obrońców. To przykład, który udowadnia, że nic nie jest czarno-białe.

Jak jednak bronić się przed fejkami? Jak nie zostać ofiarą dezinformacji? Jest kilka przydatnych działań, które każdy z nas może i powinien wykonywać, aby nie dać się oszukać.

Po pierwsze zawsze trzeba mieć wątpliwości, co do prawdziwości jakichkolwiek informacji. Nie ważne, czy pojawiły się na grupie na Facebooku, czy opublikowała je poczytna gazeta.

Po drugie nie należy wierzyć, że lajki czy udostępnienia są jakimkolwiek wyznacznikiem prawdziwości informacji - da się je bez problemu kupić.

Po trzecie, należy zawsze weryfikować źródła informacji. Jeśli coś nie ma wiarygodnego źródła, bezpieczniej jest uznać, że to nieprawda.

Po czwarte zawsze staraj się odróżniać fakty od opinii/komentarzy.

Większość punktów wydaje się dość prosta do wdrożenia w codziennym życiu, ale jestem świadom, że weryfikowanie źródeł informacji nie jest wcale oczywiste. Postaram się zatem podpowiedzieć, jak to robić. Działania, jakie powinno się wykonywać, będą się różnić w zależności od tego, czy mamy do czynienia z publikacją czy social mediami. Przyjrzyjmy się najpierw publikacjom. Często czytając jakiś tekst można natrafić na stwierdzenie “cyt. za [tu wstaw wybraną agencję prasową lub nazwę portalu/redakcji]”, jeśli napotkamy takie stwierdzenie warto udać się do źródła, z którego pochodzi cytat. Często może się zdarzyć, że cytowane źródło również powołuje się na kolejne źródło itd. itd. Warto wtedy “przeklikać” się przez wszystkie strony, aby dojść do pierwotnego źródła informacji. Jeśli ostatnia stroną, na jaką trafimy będzie nam nieznana lub podejrzana, śmiało możemy uznać, że informacja śmierdzi fejkiem.

Jeśli chodzi o social media, sytuacja jest nieco mniej intuicyjna. Rzadko kiedy osoba publikująca post np. na grupie na Facebooku podaje źródło informacji. Jasne, że czasem ktoś ma informacje “od kolegi z wojska” albo “wujka z ministerstwa” - nie są to jednak wiarygodne źródła, bo nie da się ich zweryfikować. Bezpieczniej uznać, że wpis pochodzący z takiego “źródła” to nieprawda. No dobrze, ale jak w takim razie weryfikować Facebookowe wieści? Po pierwsze można wpisać fragment tekstu w wyszukiwarkę w grupie i innych podobnych. Jeśli gdzieś pojawił się identyczny post, napisany przez kogoś innego można podejrzewać, że komuś, z jakiegoś powodu, zależy na tym, aby w świat szedł konkretny przekaz. To powinno wzbudzić nasze wątpliwości. Druga rzecz, którą warto zrobić to wyszukiwanie obrazem (jeśli nasz podejrzany wpis opatrzony jest zdjęciem). Najłatwiej zrobić to w Google, który pokaże nam wszystkie (no prawie wszystkie) miejsca, w których obraz się znalazł i daty, kiedy został opublikowany. Często okaże się, że użyta na Facebooku grafika pokazująca np. domniemany ostrzał szpitala przez wojska Ukraińskie, jest de facto obrazem z innej wojny, która zakończyła się już kilka lat temu. Wiem, że może to brzmieć abstrakcyjnie, ale takie działania mają miejsce, a wojna informacyjna posługuje się wszelkimi dostępnymi środkami.

Warto w tym miejscu zauważyć, że są organizacje, które starają się pomóc nam, jako odbiorcom treści, w walce z fake newsami. W ostatnim czasie projekt, mający na celu walkę z internetowymi trollami, o nazwie Zgłoś Trolla, uruchomiła na przykład firma Brand24, we współpracy z Nieagencją. Jest to aplikacja, która pozwala użytkownikowi zgłosić treści potencjalnie fejkowe. Dalej pałeczkę przejmuje już ekipa odpowiedzialna za aplikację i jeśli uzna zgłoszenie za faktyczne zagrożenie/fejk zgłosi wskazany przez użytkowników treści do moderacji i zadba o ich usunięcie. Myślę, że takie inicjatywy są nam, zwłaszcza w obliczu wojny w Ukrainie, niezwykle potrzebne. Nie jest to oczywiście jedyny tego typu projekt, warto wspomnieć tu również o inicjatywie rządowej, która na stronie w domenie gov.pl umożliwia zgłaszanie fejk newsów czy stronie fejkehunter uruchomionej przez PAP, na której można zgłosić i przejrzeć fejk newsy, które pojawiły się w ostatnim czasie. Osobiście zachęcam każdego do zgłaszania informacji nieprawdziwych. Jest to jeden ze sposobów, w jaki możemy ograniczyć przepływ fejków i uchronić inne osoby, by nie zostały ofiarami dezinformacji. Jest to też kolejny sposób na pomoc Ukrainie.

Jestem świadom, że ten krótki tekst nie zbawi świata i nie uchroni nas od macek dezinformacji, które rozprzestrzeniają się po całej sieci, ale mam nadzieję, że pomoże wzbudzić w nas wszystkich czujność i uzasadnioną wątpliwość co do odbieranych treści. Pamiętajmy, że fejk newsy mogą mieć ogromną siłę. Z resztą wystarczy spojrzeć na to, jak rosyjskie społeczeństwo dało się oszukać własnej telewizji.

Tekst: Adam Kurzejewski, Head of Buzz Marketing, Euvic Buzz (Euvic Performance)

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.