Podlej swój wizerunek [felieton Michała Majczaka]

Za każdym razem, gdy na prezentacji usłyszymy "o, tutaj zrobimy mural", możemy od dzisiaj zapytać, a czy tej pustej ściany nie lepiej zasłonić drzewami? Dadzą cień, pomogą ludziom odetchnąć.

Wszyscy dbamy o naszych klientów. To pewne. Podążamy za ich potrzebami. Zależy nam. Przeprowadzamy nawet badania, by poznać zmieniające się przyzwyczajenia. Chcemy reagować natychmiast, jeśli się zmienią. Daje to nam powód do dumy, bo dzięki temu wpływamy na rzeczywistość. Marki mają siłę sprawczą.

Pytania, które dzisiaj chciałem Państwu zadać, są proste. Robimy to naprawdę, czy tylko mówimy, że nam zależy? Przyglądamy się naszemu otoczeniu na serio, czy patrzymy na nie tylko jako pretekst do reklamy? Proszę pozwolić, że rozwinę ten wątek, analizując nośnik, który ostatnio znowu stał się modny. Mural miejski.

Na dziesiątkach spotkań, w których brałem udział, słyszałem, że tworząc go, w naturalny sposób wpisujemy naszą markę w środowisko miejskie. To dosyć istotne założenie: w naturalny sposób. O, tutaj akurat była pusta ściana, więc ją sobie pomalowaliśmy. Mieszkańcy okolicy od lat marzyli o wielkiej karcie kredytowej lub monstrualnym słoiku dżemu.

Czy taka jest prawdziwa natura miasta? To przestrzeń wystawowa, rodzaj galerii do oglądania czy miejsce do życia? „Sąsiedzie, niech pan zetnie ten trawnik, bo paskudnie wygląda. Taki poszarpany, nierówny, o i jeszcze coś tam urosło”. Słyszymy to często, więc chyba odpowiedź na przed chwilą postawione pytanie narzuca się sama.

I jest to ogromny paradoks, bo my w mieście przecież żyjemy, oddychamy, to tutaj mają rozwijać się nasze dzieci. Skąd więc taki pomysł, by maluchy wychowywać w galerii, a nie w ogrodzie? Chętnie usłyszę tu każdy logiczny argument, ale ten, że wysoka trawa zasłania widok kierowcom, jest na pewno nie do przyjęcia.

Nasze wyobrażenie o mieście i urbanistyczne planowanie musi się zmienić. I to nie dlatego, że tego chciałaby frakcja „zielonych”. Temperatury na wypełnionym betonem placach są tak wysokie, że zaczyna to zagrażać wszystkim. I jeśli dalej tak będzie, to ludzie przestaną wychodzić z domów. A wtedy nikt nie zobaczy naszych murali.

I tutaj wkraczamy my i możliwości firm, które reprezentujemy, a które mogą odpowiadać na prawdziwe potrzeby klientów.

Za każdym razem, gdy na prezentacji usłyszymy „o, tutaj zrobimy mural”, możemy od dzisiaj zapytać, a czy tej pustej ściany nie lepiej zasłonić drzewami? Dadzą cień, pomogą ludziom odetchnąć. Może zróbmy tam fontannę, dzięki niej psy będą bardziej szczęśliwe. Postawmy tam parasolki dla staruszków, którzy nie lubią piwa i nie chodzą do ogródków piwnych. Źródełko wody pitnej od Cisowianki. Poidełka dla wróbli w prezencie od Żabki. Bezpieczne strefy dla jeży od CCC. Bo czułość czyni cuda. Co Państwo na to? Czy bank, który mówi o komforcie, nie mógłby w miasteczku kostki brukowej zastąpić zielonym skwerkiem z ławkami i krzakami bzu? Bez dodatkowych opłat, bez prowizji, bez formalności. Miasto jako przestrzeń do życia.

Dość zuchwała to propozycja i na pewno ten i ów krzyknie, że nie po to mieszka w mieście, by łazić po krzakach i oganiać się od robali. Zastanówmy się jednak wspólnie, czy nie wyjeżdżamy w każdej wolnej chwili z miasta, po to by od niego odpocząć? Podczas spotkań online codziennie widzę moich kolegów gdzieś w lesie, na działce, nad jeziorem.

Efektywnym sposobem, by sprowadzić ich z powrotem do firm, byłoby zagwarantowanie im tych prawdziwych stref wytchnienia tutaj. Tego przecież potrzebują. Miasto jako pretekst do wymarzonego wypoczynku. Cywilizacja nie musi stać w kontrze do natury. Jest wprost przeciwnie, a nasze marki i my możemy jej potęgę wykorzystać.

Na naszych wizytówkach, etykietach i plakatach są przecież drzewa, strumienie i zwierzęta. Sprowadźmy je ze strefy marzeń. Przenieśmy na nasze podwórka. Tylko wtedy obietnica, którą plakaty i murale składają, będzie rzeczywiście spełniona.

Tekst: Michał Majczak

Michał Majczak pracuje w reklamie od 20 lat. Nie lubi słów "senior" i "copywriter", z dwojga złego wybiera to drugie. Ceni sobie doświadczenie zdobyte w agencji PZL, a to oznacza dosyć specyficzne poczucie humoru i kilka znajomości na mieście. Pracował też w DDB Warszawa, co również podkreśla.

Komentarze

Prosimy o wypowiadanie się w komentarzach w sposób uprzejmy, z poszanowaniem innych uczestników dyskusji i ich odrębnych stanowisk. Komentując akceptujesz regulamin publikowania komentarzy.